`ciężkie relacje międzyludzkie

    Od dłuższego czasu jakoś znów zacząłem regularnie rozmawiać z I. Głównie o grze, to nasza wspólna pasja, która kiedyś też nas połączyła. Być może teraz skleja nasze relacje - jego złamane zaufanie do mnie, a moje szaleńcze pragnienie odzyskania jego aprobaty, jego jako całości, jako człowieka. Kogoś, o kim mógłbym powiedzieć, że należy do mojego stada. Dalej jest, chociaż nie byłem w stosunku do niego w porządku, naraziłem się poważnie. Być może mam szansę. I chciałbym sprawdzić, czy faktycznie ją mam, tylko że...
    Boję się. Trochę nawet panicznie. Co, jeśli na pytanie, czy da drugą szansę odpowiedziałby "nie"? Przecież to możliwe. A myśl, że jest jakaś szansa dodawała mi przez te pół roku energii do działania. Nie do trwania w miejscu, ale do zmieniania możliwie jak najwięcej rzeczy. Ale nie na "odwal się", tylko porządnie, dociągając to do końca.
    Czy jestem gotów stracić taką motywację, jeśli odpowiedz byłaby przecząca? Na to nie można być gotowym. Z drugiej strony zacząłem o tym nawet śnić. Śnię o tym, jak pytam i dostaję przeczącą albo twierdzącą odpowiedz. I czuję te nerwy, nawet przez sen. Trochę boję się nawet kłaść, bo co, jeśli przyśni mi się ten negatywny scenariusz?
    Zaczynam znowu się męczyć, tak jak wtedy, gdy wiedziałem, że coś jest nie tak i wiedziałem jak to się może skończyć, co próbowałem odsunąć, zniwelować - tylko że za późno. Czy jest za późno, by prosić o drugą szansę? A może za wcześnie?
    Co prawda, nie dostaję kopa w głowę za nazywanie go "kotkiem" albo "skarbem", jak zwykłem, ale też nie ma entuzjazmu z wcześniejszych lat. Jest ostrożny, zraniłem go. Bardzo mocno. Czy powinien w ogóle zaufać po raz drugi? Czy jest w stanie, czy tego chce? Nie dowiem się, póki się nie spytam, ale bardzo boję się poruszyć ten temat, bo osiągnęliśmy jakąś płynność relacji. Nie jest już wiele pretensji w nim do mnie i złości. Dalej ją wyczuwam, dalej ona tam jest, ale jej natężenie znacznie zmalało. Przynajmniej odnoszę takie wrażenie.

    Na Walentynki wysłałem mu dwie kartki. Nie mogłem się zdecydować na jedną. A także łańcuszek. W zeszłe wakacje mówił, że zgubił w górach i bardzo się tym przejmował, a ja jak ostatni gbur i dureń zamiast go pocieszyć i powiedzieć, że nic się nie stało, że dostanie drugi, spytałem "dlaczego się tak przejmujesz, to tylko wisiorek?". Wtedy powiedział, że jest on ode mnie i dlatego taki jest ważny. Ciągle o tym myślę i tak żałuję tego, co powiedziałem. Żałowałem już sekundę po powiedzeniu. Dlaczego tak bardzo chciałem udawać, że jestem bardzo super, bardzo alfa, bardzo pro? Przecież on nie takiego mnie chciał. Chciał mnie z moimi wadami i zaletami. Z tym, że przytulałem go, gdy się załamywał i głaskałem po plecach, pozwalałem się wypłakać i nie przeszkadzałem. Z tym, że czasem troszkę się obraziłem, jak zaczęto się śmiać z tego, co mnie bolało, chociaż miało być tylko żartem. A nawet z tym, że jestem ogólnie trudnym człowiekiem. Dlaczego to komplikowałem? I dlaczego nigdy nie przeprosiłem za to? Ale to było. Wysłałem mu nowy łańcuszek. Srebrny. Specjalnie poszedłem do sklepu i wydałem ostatnie pieniądze na to, ciesząc się jak głupi, uśmiechając się do sprzedawczyni, z dumą mówiąc, że to w prezencie dla kogoś ważnego. Ale nic nie powiedział. Był też liścik, w którym napisałem, że bardzo jest ważny. I że nie potrafię o niektórych rzeczach mówić, więc piszę oraz liczę, że się nie wygłupię tak bardzo. Że wiem, że zasłużyłem sobie na takie traktowanie, na bycie chłodnym w stosunku do mnie, na tę agresję i tę złość. I że wytrzymam to, bo robiłem to samo. A zależy mi i się nie poddam, póki nie powie "nie". I czy będzie moim walentynkiem. Nie odpisał, nie wspomniał nic o tym, ale nie dostałem zwrotu prezentu ani walentynek. Ale nie powiedział też "nie". Ani "tak". Nie znam się na psychologii, ani związkach, definitywnie. Ale daje mi to jakąś nadzieję.

   Wiem, że dzień, w którym o to wszystko spytam zbliża się wielkimi krokami. Jestem u skraju i będę musiał w końcu o tym z nim porozmawiać. Na spokojnie, bez ataków. Tak po prostu, jak dwójka dorosłych ludzi. Dorosłych, ale jednak chłopców. Dalej mam nadzieję i będę ją miał. Ona umrze ostatnia, chociaż może nigdy nie będzie musiała umierać.
Kiedyś mnie chciał, póki tego nie zepsułem. Teraz muszę tylko to naprawić. Nie wiem jeszcze jak. Idę na ślepo, próbuję. Subtelnie, nienachalnie.
    Oby się udało.

PS Wkopałem się w kurs zawodowy, więc teraz będę mieć zakopane weekendy całkowicie w praktykach i zajęciach w liceum. Czuję miłość. Zrobiłem sobie w tym tygodniu wolne od zajęć, takie ostatnie-ostatnie, wiedząc, że mogę to zrobić. A potem ciśniemy. 

2 komentarze:

  1. każdy się boi zadawać takie pytania, boi się usłyszeć odpowiedzi, jaka łamie na nowo serce...ale póki nie spróbujesz, nie dowiesz się na pewno. to chyba jeszcze gorsze, takie "dryfowanie? po tym morzu niewiedzy. niedawno też się bałem, że pewna osoba powie mi "idź sobie". co prawda to nie był kontekst miłosny...ale bałem się jak cholera wysłać pewien list. i tak to przeczytała, no zawiła historia ale...jest lepiej. więc nieraz trzeba, pomimo tego strachu, zaryzykować. wyjdzie dobrze, wyjdzie źle. ale jakoś wyjdzie. to nie smutek nieraz po uzyskaniu 'złej" odpowiedzi nas "zabija". to niepewność potrafi doprowadzić nas do szaleństwa.
    i w życiu na nic nie jest się gotowym. takie mówienie sobie, zrobię to jak będę przygotowany tak naprawdę jest kłamaniem sobie w żywe oczy. pewne rzeczy trzeba przyjąć z pokorą, bo przygotować się do nich nie można.

    więc...pozostaje mi tylko trzymać kciuki i życzyć i dużo odwagi. i siły, żeby cokolwiek czas przyniesie...żebyś dał sobie z tym radę. potrafił iść dalej. i żebyś nie tkwił właśnie już w tym szaleństwie niepewności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na grach, o których piszesz w innych postach może się nie znam, ale na uczuciach i ludziach chyba nieco bardziej... wiesz, to jest tak, że jak się zawiedzie czyjeś zaufanie, to później jest ciężko taką osobę przekonać do siebie w stu procentach... ale warto próbować, bo jeśli Ci zależy, to później będziesz myślał tylko o tym co jeszcze mogłeś zrobić i czemu tego nie zrobiłeś. Więc po prostu walcz, staraj się, daj z siebie wszytko, a przy tym pozostań sobą - trudne zadanie Cię czeka. Życzę Ci w tym powodzenia. I trochę Cię rozumiem, trochę jestem podobna, choć ostatnio walczę z tym i staram się wycisnąć coś z resztek mej optymistycznej części siebie.

    A jeśli chcesz porozmawiać, to wejdź na mojego bloga i napisz do mnie lub daj znać w inny sposób, że chcesz pogadać... Widzę jakieś podobieństwo między nami. Podobno nie masz zbyt wielu znajomych, to tak jak ja, ale jeśli chcesz mieć, to odezwij się :)

    OdpowiedzUsuń

Kulturalnie, grzecznie, bo jak poleci bezpodstawna krytyka, to w łeb!

© Agata | WS | x x.