Wśród gier skacze morth - Dragon Age

    Oczekiwana przez przynajmniej jedną osobę produkcja, omówiona w moim wykonaniu. Dziękuję Origin, gdyż to właśnie dzięki niemu mogłem zagłębić się w ten interesujący świat, jako że jakiś czas temu była promocja, która obejmowała pierwszą część w pełnej wersji zupełnie za darmo. Dziękujemy, Origin!

   Omawiamy grę BEZ dodatku DLC, ponieważ jego jeszcze się nie dorobiłem. Gdy to się zmieni i zostanie przeze mnie pochłonięty z pewnością pojawi się kolejny tekst, odnośnie DLC, a w przyszłości liczę także na kolejne części recenzowane przeze mnie właśnie.

www.gry-online.pl
    Dragon Age: Początek (ang. Dragon Age: Origins) to produkcja BioWare z 2009 roku ( 3 listopad - Ameryka Północna, 6 listopad - Europa), dostępna zarówno na platformę PC oraz konsole. Dragon Age należy do gatunku komputerowych gier fabularnych, czyli cRPG (compiuter Role Playing Game). W tego rodzaju rozrywki kontrolujemy bohatera lub drużynę (jak w przypadku omawianej gry) po fikcyjnym świecie. Mamy możliwość spersonalizowania swojej postaci głównej, ustalenie jej wyglądu, płci, a nawet rasy.

    Gdzie jesteśmy? Pojawiamy się w zależności od naszej rasy w różnych miejscach - w przypadku magów będzie to Wieża Maginów. Niezależnie od miejsca naszego pierwszego pobytu, jesteśmy na kontynecie Thedas. Królestwo Ferelden. Kraina zamieszkiwana przez elfy, ludzi i krasnoludy. Niestety, szykuje się wojna z Plagą. Jest to zaraza złożona z potworów, orków, ogrów i różnych innych dziwnych stworzeń, ale co najważniejsze - całą tą zgrają dowodzi arcydemon. Do obrony zaangażowano tzw. Szarych Strażników. Są to specyficzni obrońcy przed Plagą właśnie. Mówi się, że tylko oni mogą powstrzymać Plagę i arcydemona. Mamy możliwość dołączyć do owego ugrupowania.

    Postanowiłem w nieco inny sposób przedstawić grę. Zapisywałem w trakcie swojej pierwszej w życiu rozgrywki Dragon Age plusy i minusy, które na bieżąco obserwowałem podczas sześćdziesięciu ośmiu godzin spędzonych świecie Fereldenu. Oto one:

PLUSY DRAGON AGE: POCZĄTEK

    Wybory. Jako że jest to cRPG zmuszeni jesteśmy do dokonywania wyborów i podejmowania decyzji. Każda z nich wpływa na przyszłość wszystkich mieszkańców Felerdenu. Każde nasze słowo ma więc jakieś konsekwencje, niejednokrotnie niezbyt pozytywne.
    Dopracowana strona fabularna, rozwinięta także o możliwość kolekcjonowania kartek Kodeksu - książki, która zawiera dodatkowe, wzbogacające całość teksty. Znaleźć w niej możemy opisy stworzeń, przedmiotów, magii i religii, kultury i historii, postaci, księgi i pieśni, notatek znajdywanych ludzi, kombinacji zaklęć, sterowania i fabularnych wątków głównych.
    Każdy członek w naszej drużynie może rozmawiać pomiędzy sobą w momencie wykonywania jakiś zadań, przemieszczania się z punktu A do punktu B. Tak na przykład łotrzyk Zevran będzie rozmawiał z Wynne, naszą lekarką o jej piersiach. Naprawdę niejednokrotnie rozwalające (pozytywnie) doświadczenie, które sprawia ogromny uśmiech na twarzy.
    Mroczny klimat całej gry sprawia, że możemy wczuć się w sytuację. Odwiedzamy mistyczne, intrygujące miejsca, podziemia krasnoludów, które są ciemne, niebezpieczne i czuć to. Wiemy, że w niektórych miejscach jesteśmy zagrożeni szybką i bolesną śmiercią.
    Długość gry. Starałem się robić jak najwięcej, ale nie wykonałem wszystkich misji pobocznych, ani nie znalazłem wszystkich części Kodeksu. Mimo to gra zagwarantowała mi sześćdziesiąt osiem godzin zabawy, sprawiła, że naprawdę się wciągnąłem w tę historię i pragnę jeszcze więcej przygód w Felerdenie.
    Grafika. Gra jest z dwutysięcznego dziewiątego roku, niemniej jednak szokujące może być to, że wygląd nie jest na najniższym poziomie. Wiele miejsc wygląda wręcz bajecznie. Na przykład podziemne, opuszczone miasta krasnoludów, zniszczona świątynia Andrasty albo niegdysiejsze budowle elfów. Naprawdę na wysokim poziomie.
    Interakcja z sztuczną inteligencją. Zdarzało się, że niekiedy NPC sam zaczepiał mnie słownie ("Hej, ty, możesz podejść, elfko?").
    Felling umiejętności. Moją główną postacią był mag, więc to nim najwięcej grałem. Niemniej jednak w drużynie miałem też inne klasy, którymi trzeba było walczyć i powiem szczerze, że każdą z nich przyjemnie się siało Mordor. Czuło się potęgę, w przypadku łotrzyków było się takim wrednym gościem, który wskakiwał zza plecy i dosłownie wbijał w nie sztylet. Ciekawie.
    Finishery. W przypadku silniejszych przeciwników (Ogry Alfy, bossy) istnieją finishery - postać, która zadała ostatnie obrażenia uśmiercające przeciwnika aktywują finisher, czyli widowiskowe zabicie przeciwnika. Nie działa to w przypadku magów, którzy używają kostura (ale już w momencie, gdy mamy specjalizację magicznego wojownika, który może używać sztyletu i broni białych jest to możliwe). Wygląda to naprawdę niesamowicie, szczególnie w przypadku ogromnego smoka, którego posyłamy na deski. No i nie tylko, bo niejednokrotnie zobaczycie, jak ktoś z Waszej drużyny lub Wy sami odcinacie przeciwnikowi łeb.
    Możliwość pauzy. Daje nam to czas na obmyślenie taktyki, wybranie umiejętności naszych postaci, które za chwilę wykonają i przygotowanie się do czekającej nas potyczki.
    Przyjaciel? Czemu nie. Po jednym z questów pobocznych w obozie Szarej Straży mamy możliwość zyskać naszego własnego psa bojowego, który będzie nas wspomagać i kochać po wsze czasy. Jest przeuroczy!
    Duża ingerencja w świat. Jak to w RPG. To, co zrobimy wpływa na całe otoczenie, kraj. To interesujące, ale i stresujące. Niejednokrotnie przyniesie nam sytuację, w której nie będziemy wiedzieli co wybrać.
    Psychoza też istnieje. Jeśli nie wierzycie, dojdźcie do momentów w Głębokich Ścieżkach, gdzie na ścianach i na podłodze będzie surowe mięso, a jedna z bohaterek pobocznych wspomni i jedzeniu twarzy własnego męża. Albo dotrwajcie też do Obcowiska i wejdźcie do Sierocińca. Wszędzie krew, głosy płaczących dzieci i piosenka jednego z nich.
    Możliwość nawiązywania przyjaźni i romansów pomiędzy naszymi współtowarzyszami. Naprawdę fajny smaczek, który nie jest tak neutralny w stosunku do całokształtu (na przykład, jeżeli nawiążemy romans z Alistarem, czyli drugim Szarym Strażnikiem to w finałowej walce może on poświęcić za nas życie).


     MINUSY DRAGON AGE: POCZĄTEK

    Niekiedy długie ekrany ładowania i spadki fpsów. Nie wiem, czy to wina kiepskiej optymalizacji, czy mojego nie najnowszego laptopa.
    Brak możliwości resetowania umiejętności i talentów - ponoć jest to aktywne na wersji konsolowej, ale PC jest smutne.
    Słaba użyteczność "taktyk". Raczej tego nie dotykałem, niezbyt dobra funkcjonalność. Brak intuicyjności w tej kwestii.
    Niedokładność w treści zadań. Niejednokrotnie musiałem czegoś szukać w Internecie, bo w zadaniu było napisane... jedno wielkie nic.
    Na karnego kutasa może też zasługiwać dubbing polski. Nie cały, ale znacząca jego część. Zevran w wersji polskiej ma głos spedalonego elfka, podczas gdy w angielskiej to bardziej... hiszpańska krew. Krasnoludy w znakomitej większości mówią dokładnie tak samo, jak elfy lub ludzie. Trochę to słabe.
    Minimalne sceny erotyczne. Wiem, że gra o seksie nie jest, jednak skoro i tak ma etykietkę, która pozwala na zagłębienie się w świat Felerdenu od osiemnastego roku życia, to trochę więcej mini scenek byłoby wskazane.
    Jeżeli wybierzesz neutralny dialog, możesz stracić coś ważnego, na przyład możliwość bycia magiem krwi.
    Przy ostatecznej bitwie miałem pewne dziwne bugi (?), gdzie skille wchodziły mi z mocnym opóźnieniem, jeżeli w ogóle. Nie wiadomo dlaczego.

    Plusem i minusem (jednocześnie) był fakt, że gdy gra się zakończyła odczułem niesamowity smutek. To znaczy, że się wczułem, czego się zupełnie nie spodziewałem.
    Więcej plusów, niż minusów, co? Gra na naprawdę niesamowitym, wysokim poziomie. I szczerze mówiąc nie spodziewałem się czegoś tak pozytywnego i naprawdę... dobrego. Rany, to było dobre, tęsknie i chcę więcej. Dużo więcej.
    Originie, proszę o kolejną promocję na DLC albo część drugą!

   Na koniec, piosenka Leliany.

10/10

`dzieciństwo w dobie Internetu i poznawanie starszych

    Gdy miałem swój pierwszy, dłuższy kontakt z Internetem miałem jedenaście-dwanaście lat. Wynikało to z tego, że moi rodzice się rozstali, w związku z czym nie miał mnie kto kontrolować. Mama pracowała, ojca już nie było, a wiadomo, że kończyłem wówczas zajęcia dużo wcześniej, niż obecnie.
    Był to czas popularności serwisu wporzo.pl (który już nie istnieje). Była to mała społeczność. Zakładało się różne tematyczne blogi i to właśnie tam powstawały pierwsze opowiadania mojego autorstwa. Tam też poznałem co to RPG, ówcześnie nazywane "rodzinkami wirtualnymi". Brało się jakąkolwiek sławną postać z show-biznesu i pisało się nią, oczywiście. Chyba najbardziej obleganymi gwiazdami to byli bliźniacy z Tokio Hotel - jeśli chciało się nimi pisać, to ewidentnie trzeba było zakładać nową "rodzinkę", bo tak zawsze byli zajęci.
   Różne osoby tam były pod względem wiekowym, subkultur i wszelkich innych kwestii. Do tej pory pamiętam kilka ksywek, jak Pixie, Marz albo Ines (a to akurat imię). Gdy zdarzyło się, że spotkałem w tym bardzo zamkniętym kręgu (gdzie każdy każdego znał) nową osobę dużo, dużo starszą od siebie (powiedzmy w granicach dwudziestu lat) to było to bardzo wielkim wydarzeniem dla mnie. Osobistym. Nie wiem dlaczego. Być może czułem się fajny, gdy ktoś tak dorosły chciał ze mną prowadzić konwersację. W tej chwili już tak nie mam, oczywiście, ponieważ obracam się w bardzo różnorodnym towarzystwie, głównie starszym od siebie. Nie robi to na mnie wrażenia, ponieważ nauczyłem się nie patrzeć na ludzi przez pryzmat ich wieku, niemniej jednak ówcześnie było to dla mnie ważne.
    Piszę o tym dlatego, że w ramach projektu, który został przeze mnie zrealizowany jakiś czas temu grałem w grę Miss Fashion. W dalszym ciągu co jakiś czas wchodzę na konto i sprawdzam co nowego. Jest tam pewna trzynastolatka, która kiedyś tam z jakiegoś powodu mnie zaczepiła (prawdopodobnie nie dowierzała, że jestem chłopakiem, co się zdarza).
    Wiecie jak to jest. Kiedy rozmawiasz z dzieckiem to ta konwersacja nie jest tak pełna, gdy wychodzę ze znajomymi na piwo, na przykład. Po prostu są tematy, które na danym etapie swojego życia ta dziewczynka nie zrozumie i są takie rzeczy, których ja już nie zrozumiem, chociaż kiedyś dla mnie też były bardzo ważne (czasami). To tak, jak z śpiewaniem. Gdy miałem osiem-dziesięć lat miałem sąsiadkę, która była ode mnie sporo starsza. Traktowała mnie protekcjonalnie, oczywiście, a ja chciałem za wszelką cenę zaprzyjaźnić się z nią. Wykorzystała mnie swego czasu, ale to już materiał na inny temat. W każdym razie bardzo lubiła włączać muzykę i śpiewać do niej, nie wydając głosu. Naśladować daną wokalistkę i udawać, że to ona nią jest. Gdy kilka razy przyszedłem do niej i ona właśnie w ten sposób się bawiła, dla mnie wydawało się to bardzo dziwne i głupie. No bo... po co to robiła? Nie mogłem tego zrozumieć. Z biegiem czasu miałem coś bardzo podobnego, nawet po dziś dzień mi to zostało. Do pewnych rzeczy trzeba po prostu dojrzeć.
    Krępuje mnie to, że ta dziewczyna z Miss Fashion ostatnio spytała mnie, co bym powiedział, gdyby poprosiła o bycie jej przyjacielem. Spróbowałem wyjaśnić jej to jak najlepiej potrafię - że nie podchodzisz do człowieka i nie pytasz się go "Będziesz moim przyjacielem?", tylko to po prostu się dzieje. Tylko że... ja nie potrafię rozmawiać z tak młodymi osobami i myślę, że niespecjalnie mi to wyszło.
    Wiecie, mógłbym być bardzo chamski i dosłowny. Powiedzieć, że jest gówniarą i nie interesują mnie jej małe problemy, którymi mnie obarcza i oczekuje czegoś. Pyta mnie, jak powiedzieć koledze z klasy, że jej się podoba albo chce zgadywać jak wyglądam... Wkurza mnie, jak każde, KAŻDE najmniejsze słowo zdrabnia - człowiek, który pisze od jedenastego roku życia w jakiś tam sposób widzi "Ct?" i nie ma bladego pojęcia CO TO po prostu głupieje. A potem dowiaduje się, że to "Co tam?". Rozumiecie. Pięć literek i spacja. Ciężko napisać.
Albo czytam odpowiedź, że ona jest inna i dlatego pyta, czy chciałbym być jej przyjacielem.

    To trudne, bo wiem jakie to uczucie rozmawiać z kimś starszym, gdy samemu ma się bardzo mało lat, niemniej jednak nie mam bladego pojęcia jak wybrnąć z tej sytuacji z twarzą... no i żeby nie skrzywdzić tej małej. Jest dzieckiem w dobie Internetu. Mnie kiedyś zdarzyło się też mając dwanaście lat rozmawiać z dwudziestolatkiem i gwarantuję, że to nie było zbyt... hm. Komfortowe z perspektywy czasu.
    To tak, jak te popularne (?) filmiki, gdzie dzieci pytają jak zostać syrenką z H2O, bo naoglądały się bajki. I niemal z płaczem proszą o pomoc. Dzieciństwo to taki czas, w którym wierzy się w takie rzeczy. Przykre jest jednak to, iż ludzie naśmiewają się później z takich osób, które po prostu żyją w swoim małym jeszcze, ciepłym i bezpiecznym świecie bardzo dużej młodości. Dla nich ważne, dla nas - zabawne i głupie.
    Tylko pytanie - czy warto mieszać te dzieci z błotem za to, że są dziećmi w dobie Internetu?
© Agata | WS | x x.