Wśród gier skacze morth - Prince of Persia: Zapomniane Piaski

www.haszkod.pl

    Wyobraźcie sobie, że macie brata, Malika. Postanawiacie go odwiedzić, nie mieszkacie już razem, w związku z tym pewnie dawno się nie widzieliście. A jako że macie sposobność, wyruszacie do niego. Niestety to, co zastajecie na miejscu jest dla Was trochę zaskoczeniem - okazuje się, że królestwo Waszego brata jest pod oblężeniem wrogiej armii. Skąd my to znamy, co (Assassin's Creed: Brotherhood)? Przychodzi moment, w którym należałoby podjąć decyzję co zrobić, aby pozbyć się najeźdźców. I co robi Malik? Chce wykorzystać starożytną (starożytną, powtarzam) armię, aby to ona właśnie uratowała królestwo. Armię Salomona, warto może zaznaczyć. Oczekuje on, że będzie w stanie nimi władać i pozbędzie się dzięki temu nieprzyjaciół, którzy go najechali. Sądzi też, że wszystko skończy się dobrze. Ale my już wiemy, że tak nie będzie. Odpowiedzcie mi, proszę, na jedno pytanie - dlaczego ci ludzie w grach, główni bohaterowie albo poboczni niekiedy są tacy głupi? Czy naprawdę sądził, że starożytna siła, której nikt nie rozumie i nie wie jak działa podziała? Miałby być wyjątkiem, który magicznie potrafi wszystko opanować, co? A co on, niby? Bóg? Role się mu chyba pomyliły. Tak, oczywiście, nie powiodło się. Nie był w stanie kontrolować przybyłych kościotrupów (a to ci zaskoczenie...), co więcej, nie są one takimi zwykłymi nieżyjącymi kosteczkami-wojownikami. To by było za proste. Ubisoft postanowił trochę nas wpakować w kłopoty i owe nieżyjące bydlątka zmieniają wszystkie żyjące istoty w posągi z piasku. Co więcej, mnożą się jak króliki - każdy piasek rodzi ich coraz więcej. Powstają jakby z piasku. A przypominam, że rzecz się dzieje w Persji. Piasek. Pustynie. Kojarzycie, nie? Zgadnijcie, jak bardzo będziemy mieli przewalone pod każdym względem?
    I gdzie w tym zadanie dla nas? To my, jako Książę oczywiście, ratujemy królestwo brata (ale będzie miał u nas dług!) i powstrzymujemy armię nieumarłych kościotrupów. Ale nie jesteśmy w tym sami. Pomaga nam Razia, Dżinn. Całkiem przystojna kobieta!

    Prince of Persia: Zapomniane Piaski (Forgotten Sands) to produkcja od Ubisoftu, czego można się już było domyślić. Nie jedyna, o której będę się rozwodził na łamach tego bloga. Co więcej, przygodowa i akcji, więc takie klimaty morth lubi. No, z dużą, naprawdę ogromną domieszką zręcznościówki. Jak ktoś nie lubi takich klimatów, to z Księciem Persji może nie żyć mu się najlepiej. Gra wydana na platformę Microsoft Windows 12 czerwca 2010 roku.
    Jest to interquel, czyli część pomiędzy Piaskami Czasu a Duszą Wojownika (z czego w tę drugą część, tj. Duszę nie grałem w ogóle).
    O czym jest? Już raczej wszystko zostało powiedziane. To teraz przejdźmy do tego, co ujęło mnie, gdy grałem za pierwszym razem. Przyznaję, że nie przechodziłem sam w pełni gry. Akurat byłem u I., kupił Prince of Persia, a wiedząc, że jest tam dużo zręcznościówki postanowiliśmy grać wspólnie - zawsze to większy fun, co dwie głowy to nie jedna. Spędziliśmy fajnie czas nad Księciem i nie żałuję tego. Niestety znając mojego pecha gdy była moja kolej trafiałem na same zręcznościowe motywy i to takie piekielne trudne (graliśmy, zmieniając się, gdy zmieniała się lokacja). Dało się wypracować system. Zwykle gdy wchodzi się w nową lokację trzeba przedostać się na drugą stronę, na przykład albo rozwiązać jakąś zagadkę. Tak czy inaczej, bardzo podobała mi się grafika. Na naprawdę wysokim poziomie, wizualnie wszystko ładnie wygląda. Bardzo łatwo wczuć się w tę historię.
www.polygamia.pl
Najbardziej kłopotliwe, upierdliwe i denerwujące mnie motywy.
Jak dostajemy umiejętność wody, to jesteśmy w dupie.
    Co istotne, w Zapomnianych Piaskach istnieje system rozwijania postaci. Pomijając umiejętności, które dostajemy tak, czy inaczej, ponieważ są one potrzebne do pociągnięcia dalej rozgrywki (na przykład cofanie czasu albo zamienianie wody w ciało stałe) decydujemy o tym, czy i jakie chcemy dodatkowe zdolności. Tarcza? Nie ma sprawy. Więcej życia i energii, którą zużywamy na umiejętności podstawowe, które dostajemy wraz z rozwojem fabuły? Nie widzę problemu. Nowe zdolności lub rozwijanie tych, które dostaliśmy od dżina Razi? Trochę ich tam jest. Oczywiście, jak to w rozwoju postaci bywa nie da się odblokować wszystkiego, wobec tego trzeba myśleć przyszłościowo. Ewentualnie możemy przejść grę kilka razy z różnymi mocami dodatkowymi.

    Sporym minusem są zdarzające się, upierdliwe bugi. Mnie się zdarzył jeden z takich, które nie dają mi skutecznie grać. Znikają mi kolumny i cały świat, zostaje tylko szare otoczenie. Jakby nagle niczego nie było. Oczywiście kończy się to skokiem w przepaść i śmiercią. Bywa. Nie ma ich jednak tak wiele, co jest niewątpliwym plusem. Przynajmniej ja się z takowymi nie spotkałem.

    Gra bardzo klimatyczna. Może nawet jedna z bardziej, jakie zdarzyło mi się mieć w rękach, a są w miarę nowe. W końcu ta produkcja ma tylko cztery lata. Dalej potrafi wciągnąć i zachwycić. Co prawda niekiedy nadrzędna zasada Księcia "Po co drzwiami, można ścianą" czasem doprowadzić może do szewskiej pasji, dlaczego nasz bohater jest tak pogrzany, to jednak ma to swój urok. Z pewnością nie powinniście się nudzić.

8/10
 
   Jeśli ktoś byłby chętny do kupienia w naprawdę okazyjnej cenie, to mam dla Was kilka propozycji. Pierwsza z nich, to wersja kolekcjonerska, w skład której wchodzi gra, trzy litografie, oryginalna ścieżka dźwiękowa z filmu (a zacna była), płytę z unikalną galerią grafik, zwiastunami, ekskluzywnymi tapetami na pulpit i wygaszaczami ekranu, kupon, a także bonusową zawartość gry. Koszt tego smakołyku to około 30 zł. Druga z propozycji to sama gra w wersji pudełkowej - taka przyjemność to koszt rzędu około 10 zł. Ostatnia z propozycji dla Was to sama gra w wersji cyfrowej - około 5 zł. Zapraszam serdecznie.

`szum z niczego - nasze media i Eurowizja

    Podejrzewam, że sporo osób takich jak ja - nie oglądających Eurowizji od lat - słyszało o kimś takim jak Conchita Wurst. Dla tych, którzy jednak nie i mieli spokojne kilka tygodni, nie będąc zalewanym wiadomości różnych, wątpliwych niekiedy treści przez przeróżne portale, które o nim pisały i grupy na FB mogę w skrócie kilka słów napisać. Jest to mężczyzna (owszem), który przebiera się za kobietę. Drag queen, a to nie oznacza, że jest kobietą, nie ma penisa i ma cycki lub/i zmienia płeć. To oznacza, że taki mężczyzna czuje się dobrze jako mężczyzna, ale pewną formą rozrywki, może transwestytyzmu albo fetyszem, po prostu jest przebieranie się i upodabnianie (często aż do złudzenia) do kobiety. Gdy ktoś jest przebrany za kobietę to wówczas mówi jak ona i stara się zachowywać możliwie jak najbardziej kobieco. Polskim w miarę znanym odpowiednikiem był sobowtór Dody, Dżaga. Pamiętacie? To również był mężczyzna, świadomy swojej płci i seksualności (nawet przystojny w dodatku, jeśli ktoś preferuje takie typy), który przebierał się za kobietę i na tym zrobił małą karierę w show-biznesie. I Conchita Wurst to właśnie taka drag queen. Jego cechą, która czyni go rozpoznawalnym i zapamiętywanym przez innych to właśnie przebranie za naprawdę urodziwą kobietę i... broda. Sądzę, że to właśnie fakt, że posiadał zarost zrobił taki szum, aniżeli sam fakt, że facet jest drag queen. Wspomniany przeze mnie przykład, czyli Dżaga także w końcu nią był (albo jest, cicho o nim teraz), ale golił twarz. Nie robił więc aż takiego wrażenia, nawet przebrany za kobietę miał dużo bardziej męskie rysy twarzy. Thomas (czyli Conchita) charakteryzuje się bardziej delikatną budową ciała i urodą, chociaż widać jego męskie ramiona, na przykład.
    Trochę poszperałem, zrobiłem mały research i wyczytałem, że Conchita Wurst to sposób na wyrażenie wołania o tolerancję i akceptację. Nie dość, że jest drag queen, to także gejem, w dodatku zamężnym od kilku lat. W związku z czym wszelaki flame na jego temat był potęgowany kilka dni temu jeszcze bardziej, bo cała jego osoba krzyczy tym, czego Polacy i być może większość Europy nie chce zaakceptować.
    Do czego zmierzam? Niestety, ale głosy, które liczą się w Polsce - czyli na przykład parlamentarzyści (Adamek, którego kiedyś szanowałem za walki; dalej uważam, że zrobił dużo dla boksu, ale jego poglądy są - lekko mówiąc - spartańskie) i inni wysoko postawieni ludzie wyrażają niepochlebną opinię. I to mało powiedziane, bo słowa jakie w jego kierunku padały... Posłuchajcie. Wy, młodzi, którzy może mnie czytacie. Czy tego chcecie, czy nie jesteśmy w XXI w. Drag queen są od lat. Wielu, wielu lat. Niegdyś siedzieli cicho, stłamszeni przez środowisko. Wstydem było przyznanie się. Albo nie, nie wstydem. Niebezpieczeństwem. Za to i za wiele innych rzeczy mogli Was zabić. Taka prawda. Homoseksualizm nie jest też żadną nowością. Fakt, że zacierają się różnice płciowe (kobiety na przykład walczą o całkowite równouprawnienie, a to coś oznacza, drogie panie) i tak dalej. To jest normalne. Być może nie tak bardzo, jakbyście chcieli - że życie i wszyscy wokół są albo czarni, albo biali. Czy kiedykolwiek nasze życie było albo takie, albo inne? Zawsze jest trochę szarości.
    "Dziwoląg, leczyć ją/jego/ono, co to ma być, spalić tego pedała" - tak, nie żartuję. Takie teksty i wiele innych, podobnych można znaleźć na jego oficjalnych stronach, typu YT, FB, pod wszelkiego rodzaju materiałami z jego osobą. I teraz pytanie. Co jest z Wami, ludzie, nie tak? Dlaczego zachowujecie się, jakby drag queen, jakby gejów i lesbijek nie było? Są. Jest ich miliony. Nawet w Polsce, chociaż może to Was zdziwić. Żyją w szczęśliwych związkach, spełniają się. Wam nikt nie zabrania być sobą, więc dlaczego zakazujecie tego innym?
    Lecą złe i negatywne opinie, ba, mało - obrazy. Grożenie śmiercią. A ktokolwiek słyszał jak ten facet śpiewa? Bo jak dla mnie odwalił kawał dobrej roboty. I tak, ta piosenka podobała mi się bardziej, niż Polska. I rosyjska też była bardzo fajna.
    Ja nie piszę wszędzie, nie wygłaszam negatywnych opinii odnośnie Donatana i Cleo, a mógłbym. Tylko po co? Co by to zmieniło? Wystąpili. Jednym się to podobało, innym nie, ale te bóle dupy są naprawdę niepotrzebme. Tworzą tylko wokół siebie cyrk - oni, Donatan, niby "normalny", a nie Conchita. Dajcie ludziom żyć tak, jak chcą żyć. Wygrał on. Zasłużył, czy nie - kwestia sporna. Mnie się utwór podobał, więc wielkich problemów z tą decyzją nie mam.
    Who cares? Kto przejmuje się Eurowizją, ludzie? No właśnie... Nikt. Ale jadaczki to się niektórym nie zamykają, chyba tylko dla zasady. Słusznie. To przecież takie mądre.

Posłuchajcie, jeśli chcecie. Zamknijcie oczy i powiedzcie, czy to naprawdę było aż takie badziewne. Bo aż tak, to myślę, że nie.

I tu, jako bonus, Rosja. Czyli pierwszy utwór, który mi się tak naprawdę bardzo spodobał.

`ewolucja? dojrzewanie? mądrość?

    Dawno nie było takiej prywaty, ale też niespecjalnie była ku temu sposobność, chęci... no i temat. Żeby napisać coś mądrego, musi się coś wydarzyć lub przypomnieć interesującego. Przynajmniej takiego, co by mnie skłoniło do jakiejś refleksji, czy coś. I nie, tym razem nic takiego nie miało miejsca. No, nie do końca.

    Zauważyłem jedną zabawną rzecz. Kiedyś bardzo zabiegałem o to, by chwalić się swoimi znajomymi albo związkiem, jeśli takowy był. A teraz... Nie. Odnowił mi się kontakt z dawną znajomą, którą znam jeszcze z czasów podstawówki. Po trzech latach jakoś znów rozmawiamy. No i oczywiście padło pytanie, czy kogoś mam. Cóż. I to był moment, który był dla mnie trudny. W dalszym ciągu trudno mi powiedzieć, że nie, już nie. I popsułem to co miałem, swoje szczęście, blablabla. Nie, nie opowiedziałem jej wszystkiego. Nie czułem się z tym na miejscu. Jak w normalnej sytuacji chwaliłbym się na lewo i prawo, że staram się o niego i na pewno mi wyjdzie, tak teraz... Chcę to zachować dla siebie. Tylko dla siebie. No, może bez przesady. Po prostu nie czuję potrzeby ogłaszania tego całemu światu, bo niby dlaczego miałbym? Wystarczy, że mam tego bloga. To nic, że nikt z znanych mi osób go nie czyta. A nawet jeśli ktoś taki się znajdzie, to raczej nie są to ludzie, których znam z "reala", w związku z czym wielkiej różnicy tak czy inaczej mi to nie robi. Ludzie mają ważniejsze rzeczy, niż czytanie pierdół jakiegoś już-prawie-nie-nastolatka. Taka prawda.

Wizyta w 3giga - przy okazji naprawy klawiatury laptopa

    Ave legiony sława i chwała, w końcu mam laptopa i dalej nie mogę się przyzwyczaić, że nie muszę kopiować litery "m" (ciągle chce ctrl+v). Odebrałem chwilę temu mój sprzęt i ciągle się na tym łapię. W każdym razie ja nie o tym.
    3giga to firma związana z komputerami. Serwis, kupowanie sprzętu, takie sytuacje. Kilka dni temu oddałem laptopa do naprawy ze względu na to, że od dłuższego czasu była usterka w postaci niedziałających klawiszy. Do tej pory były to tylko dwa, ale od półtorej miesiąca do sytuacji dochodziło także "s". I to było już problematyczne. Wobec tego stwierdziłem, że czas na naprawę.
    Zapłaciłem za wymianę klawiatury 120 zł. Za czyszczenie 50 zł. 10% zniżki i wyszło 161 zł za dwie usługi. Sądzę, że nie wyszło aż tak drogo, jak się spodziewałem. Kontakt był ciągły. Codziennie praktycznie dostawałem informację - wczoraj w związku z tym jak wygląda sytuacja i ile będzie to dokładnie kosztowało. A dziś - że laptop jest już naprawiony i do odbioru.
    Co sądzę o usłudze? Ogólnie byłem trochę sceptycznie nastawiony. Niespecjalnie ufam ludziom, którym muszę oddać mój laptop. No niestety. Ale jestem pozytywnie zaskoczony i zadowolony.
    Polecam, jeśli ktoś mieszka w Białymstoku i potrzebuje jakiś usług związanych z komputerem lub laptopem.

© Agata | WS | x x.