`oddajmy cześć dla zmarłych

    Obserwując starsze pokolenie w mojej rodzinie odnoszę wrażenie, że kiedyś dużo większą wagę przywiązywano do oddawaniu czci, pamiętaniu o zmarłych. Nie pamiętam żadnych imienin, nie obchodzę ich. Nie wiem nawet kiedy miała urodziny moja prababcia, babcia czy pradziadek, którzy umarli. Mieszkam też z dziadkiem, który zawsze, ale to zawsze odwiedza cmentarz. Każda niedziela, imieniny, urodziny, dzień matki, dziadka, babci, wszystko. Naprawdę. Ja nie odczuwam takiej chęci, potrzeby. To nie tak, że nie mam szacunku do przodków, których pamiętam, a którzy już nie są tutaj, ze mną. To chyba po prostu kwestia pokolenia. Mnie tego nie uczono, może mojego dziadka - tak.

    Nigdy nad tym nie myślałem, ale przyszło mi to do głowy, gdy akurat słyszałem kawałek rozmowy dziadka. Kult cmentarny jest może też związany z tym, że im bliżej, niż mnie? Może to po prostu przychodzi z wiekiem?

`zmień swoje gacie jak tak bardzo potrzebujesz zmian

    Jestem zmęczony. Nie, nie życiem. I nie, nie zamierzam ze sobą skończyć. Jestem zmęczony tym, czego ludzie ode mnie oczekują. Ponad pół roku temu sam doszedłem do wniosku, że czas się zmienić. Swoje wartości, podejście do życia i ludzi. To była moja decyzja, chociaż wynikła ona ze względu na ciąg wydarzeń. Nie znoszę jednak tego, jak to się w chwili obecnej odbija na mnie. Dużo osób wie, że staram się być inny. Lepszy, dla siebie, dla świata, dla innych ludzi. Bez przesady, nie wchodzę wszystkim w dupę. Raczej chodzi o bycie dobrym dla bliskich mi ludzi, czego kiedyś mi brakowało. I co? Ha. No właśnie. Dlaczego zawsze moi znajomi mają jakieś wąty do mnie? Nie wszyscy, ale ta konkretna o której myślę - owszem. Za każdym razem jest coś, co jej nie odpowiada. I wiecie co? To mnie wkurwia. Ile można? Ile mogę wytrzymywać ciągłego "zmień to", "zmień tamto", "nie rób tak", "nie rób inaczej". Co ja, kurwa jestem? Człowiek idealny, tylko tu i teraz możesz ulepić sobie z plasteliny cudownego kumpla?

    Napiszę raz, a wyraźnie: jeśli to jest Waszym celem, drodzy koledzy i koleżanki, to jebcie się. Nie będę się wiecznie zmieniał. Nie będę zmieniał każdej części tego, jaki jestem, bo Wam ta część właśnie nie odpowiada.

Przez filmy z morthem - "Spring breakers"


Spring Breakers (2012)
www.filmweb.pl
   Tytuł: Spring Breakers
Gatunek: Dramat
Produkcja: USA
Premiera: 5 kwiecień 2013 (Polska), 5 wrzesień 2012 (świat)
Reżyseria i scenariusz: Harmony Korine

     To jeden z tych tytułów, które oglądasz z nieco zdezorientowaną miną i pod koniec całej historii, która trwa półtorej godziny... absolutnie nie wiesz o co chodziło i co się w zasadzie wydarzyło! Witamy w "Spring Breakers".
    O czym? Jest kilka nastolatek, cztery dokładnie, które mieszkają w jakiejś niewielkiej pipidówie. Ich głównym, zdawałoby się, życiowym celem jest wyjechanie z rodzinnego miasta chociażby na ferie, na wakacje, odpoczynek, cokolwiek. Trzy z nich są absolutnie zdemoralizowane, a jedna w miarę normalna. Wyjeżdżają, aby się zabawić, rozerwać, pożyć innym życiem. I ja, jako widz spodziewałem się imprez, oczywiście. Nawet tych do białego rana. Ale tego, co przedstawił mi film - niekoniecznie, chociaż może powinienem. Brak pieniędzy równa się napad na sklepik lub knajpę, bo przecież zarobić to taka żmudna sprawa. Zasady? Jakie zasady? Bez żadnych hamulców imprezowanie cały czas, alkohol, narkotyki. To ponoć powieść o szalonych i wyzwolonych dziewczynach - jak dla mnie o głupich nastolatkach, które się trochę w tym szaleństwie zagalopowały.
    Dlaczego sięgnąłem do tego tytułu? Chyba z powodu aktorek w głównych rolach. Znaleźć tam możemy Vanessę Hudgens, znaną z "High School Musical" i Selenę Gomez, na przykład. Dwie gwiazdki Disney'a. Byłem ciekaw.
    Czym więc ta produkcja może być? Jak dla mnie to szyderstwo w czystej postaci. Znacie te teledyski muzyczne, prawda? Masa nagich lub prawie nagich kobiet, wijących się do muzyki, mężczyźni wytatuowani od głowy po czubki palców u stóp (i żeby nie było, tatuaże są sexy!) z wielkimi łańcuchami i podkreślający jacy to oni są gansta. Być może nawet z tego, jak ludzie postrzegają seks. Bo chyba coś jednak w tym jest, prawda? Niektórzy ludzie właśnie tak widzą zabawę, właśnie to jest ich wizją współżycia.
    To taka współczesna apokalipsa, w której następuje upadek moralności i degeneracja grup społecznych. Interesująca, ale raczej nie sprawiająca, że sięgnę po ten tytuł po raz kolejny.
    I wiecie co? Może ten film ma jakiś sens, w głębi. Może jest tak, jak napisałem powyżej - że to metafora, wizja taka lub owaka. Ale żeby dojść do takich wniosków musiałem obejrzeć film jeszcze raz i poczytać kilka recenzji i opisów, by w ogóle dopatrzeć się tego pod wpływem sugestii. Inaczej, przysięgam, dla mnie film miał początek, ale nie miał końca. Nie zrozumiałem o co chodziło w całokształcie. Według mnie szopka i tyle. To trochę za dużo jak na coś, co miało mieć głębie. Za dużo nonsensu w teoretycznym sensie.

4,5/10
Bo ogólne wrażenie pozostawiło jakiś niesmak. 

`perypetie z podróży

    Wczorajszy dzień nie był moim najlepszym dniem życia, zdecydowanie nie. Jakiś czas temu zdecydowałem się w końcu zapisać do ważnego dla mnie lekarza, który jednak znajduje się w Łodzi. I wczoraj właśnie miała odbyć się wizyta. Więc wsiadam w ten pociąg o 4:10 rano, a ponieważ nie ma bezpośredniego, to jadę z przesiadką w Warszawie. I dobra. Po siódmej nachodzi mnie myśl, że może jednak zadzwonić tam do lekarza, potwierdzić moje przybycie, bo jednak jadę z Białegostoku. Ale wtedy myślę sobie, że przecież gdyby odwołali, to bym dostał telefon. No to jadę. Sześć godzin w jedną stronę, 39 zł w jedną stronę. Jadę.
Jestem na miejscu. Współczuję w tym momencie WSZYSTKIM, którzy mieszkają w Łodzi. Narzekam na własne, ale to jest dopiero porażką. Brzydkie, zaniedbane, wygląda jak na slumsach. Znakomita większość miasta. Zadziwiająco szybko odnalazłem się w terenie, czego się nie spodziewałem. I na miejscu, uwaga, dowiaduję się, że lekarka ma pogrzeb i niestety, ma dziś wolne. No i wszystko szlag jasny trafił. Pyta, czy wizyta może być na dzisiaj i czy mam możliwość jakiegoś noclegu. A ja, że nie, w kieszeni mam tylko tyle co na powrót i jakieś drobiazgi, nic ponadto. Znajomych w Łodzi jak na lekarstwo, kilka z legionu w Aionie, ale znam ich niespełna tydzień, no do diabła ciężkiego.
    Wizyta na piętnastego przełożona, wracam. W stronę lekarza jadę tramwajem, ale jak pojechać z powrotem na dworzec? Idę na przystanek autobusowo-tramwajowy, a tam dupa, nie ma chcianej przeze mnie szóstki lub piątki, jest tylko szóstka nocna. Niech to cholera weźmie. No to co, taksówka, bo pociąg za dwadzieścia minut. Tylko nie mam numeru. Rozglądam się, może gdzieś jakaś stoi. A gdzie tam. Niby jakiś targ obok, ale taksówki ni widu, ni słychu. Jakaś przejeżdża, jest numer. Zapisuję, dzwonię. Nie ma takiego numeru. No chyba sobie kpicie?! Wracam do lekarki, szuka ona w Internecie. Nie potrafi znaleźć. Ręce mi opadły. Poszła zapytać kogoś. Dostałem numer, dzwonię. Taksówka przyjedzie za pięć minut. Ave legiony. Podjechała. Jestem na miejscu w kilka chwil, płacę trzynaście złotych. Nie jest źle. Idę kupić bilet do domu. Mówię, że ma być uczniowski i szukam peronu. Łódź Chojny to TAK WIELKIE ZADUPIE, że ma tylko dwa perony, a pociąg regionalny w jakąkolwiek stronę nie jest oznaczony, że jedzie tu albo tam - domyśl się, ha. No nic, wsiadłem, jadę. Konduktor prosi o bilety. Następnie o legitymację. I nagle dowiaduję się, że mam bilet studencki. Ja zdębiały patrzę na świstek papieru i faktycznie. Jak wół. Od dziś, moi mili, uczniowski to to samo co studencki. A mówiłem, kurwa. Patrzę na drugi bilet, z Warszawy do Białegostoku i to samo. Dubel, też studencki. No i co ja mam zrobić, dopłacam konduktorowi różnicę. Jestem już w Warszawie, zapas czterdziestu pięciu minut czasu. Idę więc do okienka z biletami by wymienić ten swój na taki z 37% ulgi. I dowiaduję się, że nie niestety, to nie tu. Mam iść na piętro, do auli czy czegoś i w informacji to wykonać. Tak, mówimy o Warszawie Centralnej. To idę. Numerek. I czekamy. Czas się kurczy. Moja kolej, bilet wymieniony, różnica zapłacona. Jeszcze trochę czasu jest. Idę więc do łazienki, a kolejno do Starbucksa. Kupuję cudowną mochę z lodem i dodatkową czekoladą. Sprzedawca pyta mnie o imię, a na dźwięk nie damskiego, a męskiego "Dawid" aż się zdziwił, ale to mnie rozbawiło. Wracam na dworzec, zaraz powinien być pociąg. A guzik, opóźnienie dwadzieścia minut. To idę do Subway'a kupić sobie kanapkę. Kupiłem, taką małą, bo myślałem, że zaraz będzie pociąg, więc niedługo wrócę do domu. Wydłużyli czas opóźnienia o dziesięć minut, pięć, kolejne dwadzieścia i czterdzieści. W sumie wyszło sto minut opóźnienia, gdybym wiedział o tym od razu, poszedłbym do Subway'a kupić kolejną kanapkę, przeszedłbym się po całym centrum, może gdzieś jeszcze, ale po co informować o tym z góry. No po co! No nic, dojeżdżam w końcu do Białegostoku, autobus był osiem minut temu. Pomyślałem, że taksówka wyniesie mnie z dziesięć złotych, bo tak zwykle to kosztuje, więc pojadę w ten sposób do domu, bo nie mam siły czekać na mpk. Idę, mówię gdzie i jadę. Koniec trasy, siedemnaście złotych. CO KURWA?! Ile?! Od kiedy?! W nocy kosztuje dziewięć osiemdziesiąt... O wy... Czyli nocą jest TANIEJ? Wkurwiony, zmęczony i zrezygnowany, ale w przedziwny sposób rozbawiony wracam do domu, biorę spaghetti, jem sobie, odpisuję na posty na forum i... Zasypiam.

    Pomyśleć, że za tydzień czeka mnie dubel z podróży - aż się odechciewa. Szczególnie, że wtedy nie wiem czy będę miał pociąg do Białegostoku, bo możliwe, że nie będę. Yay. Tak czy inaczej. Nie stać mnie na kolejną taką podróż, więc będę musiał prosić matki o pomoc. Jak cudownie.

Wspomniałem o forum. Chciałbym zaprosić Was do niego. Jeśli lubicie RPG, pisać i spędzać czas na tworzeniu fabuły jaka Wam się zamarzy to zapraszam na Rainbow RPG. Forum dopiero zaczyna, powstało dosłownie "na dniach", wobec tego niewielu jest ludzi i niewiele możecie jeszcze tam zobaczyć. Niemniej jednak poziom raczej niski nie będzie, a każdy może spróbować swoich sił i po prostu dobrze się bawić. Oczywiście także mam tam swoją postać, ale kto to jest - pozwolę sobie nie zdradzić, szukacie sami! Administratorką jest moja serdeczna koleżanka, także polecam, raczej będzie pozytywnie. Już my się o to postaramy.

+ dwa zdjęcia z podróży na Instagramie!
© Agata | WS | x x.