Przez filmy z morthem - "Katy Perry - Part of me"

www.filmweb.pl


Tytuł: Kary Perry - Part of me
Gatunek: dokumentalny, muzyczny
Produkcja: USA
Premiera: 26 czerwca 2012
Reżyseria: Dan Culforth, Jane Lipsitz

Przeglądając internety i różne ciekawe strony z filmami natknąłem się na "Katy Perry - Part of me". Prawdę mówiąc, rzadko tego typu filmy oglądam, szczególnie, że fanem tej wokalistki nie jestem. Niemniej jednak, coś mnie podkusiło. Być może ten podtytuł, "Be yourself and you can be anything" spełnił swoją rolę i zachęcił mnie do zapoznania się z tą historią.
Jeśli oczekujecie czegoś zaskakującego i nietypowego, to niestety są to złe drzwi. To historia drogi na szczyt, nie spodziewajcie się nie wiadomo jakich wydarzeń. Z drugiej strony, jest to okazja do interakcji (dość ubogiej i jednostronnej, ale jednak) z tzw. "gwiazdą". Ile w tym fałszu pomimo wszystko, wyreżyserowanych sytuacji i momentów - to wiedzą tylko Ci, którzy przy tym filmie pracowali. Wszystko wygląda spójnie i przejrzyście.
O czym film? O Katy Perry, jeśli ktokolwiek miałby jakieś wątpliwości. Jej drodze do sukcesu, rok z jej życia, w którym każdego dnia miała mieć koncert przez prawie cały czas, z niewielkimi zaledwie, kilkudniowymi przerwami. Dla fanów, psychofanów to niemała gratka. Dla takich, jak ja - może być ciekawostką, o której zapewne zapomnicie tuż po obejrzeniu.
Faktem jest, że ciężko było mi utrzymać uśmiech na wodzy w pewnych momentach. To raczej radosny film, pokazujący, jak dziewczyna spełniała krok po kroczku swoje marzenia jeszcze z nastoletnich czasów. Tym bardziej to chwytliwe, bo kto nie ma marzeń?
Przesłanie jest jedno, ale bardzo klarowne i proste - bądź sobą, a możesz osiągnąć wszystko.

Trudno pisać o czymś podobnym, więc przejdę do podsumowania. Czy warto obejrzeć? Do mojego życia niewiele to wniosło, ale też nie sprawiło, że stałem się w cokolwiek uboższy. Czy ma plusy? Z pewnością dla fanów całą masę - zresztą, ta produkcja była kierowana głównie do nich. Niemniej jednak mnie osobiście podobało się to, że pokazywano ją naturalną. Bez makijażu, bez wymyślnych, cukierkowych strojów, a nawet płaczącą rzewnie i ledwo idącą na scenę, zginającą się od rozpaczy, a także wykończoną i zmęczoną. To nadało pewnej prawdziwości, poza tym, pokazało, że ona też jest człowiekiem - a jak wiadomo, my, ludzie, jesteśmy na takie motywy szczególnie bardzo łasi. Czy ma minusy? Szczerze mówiąc, trudno takowe mi w podobnej produkcji wskazać. Nie miało to szczególnej puenty lub historii, ale już z założenia jej nie powinno mieć i szykując się do oglądania czegoś podobnego nie należy spodziewać się nie wiadomo czego.
Krótko mówiąc, jestem neutralny. Przyjemnie było popatrzeć na kogoś tak pozytywnego, jak Katy. Sprawia wrażenie dziewczyny z sąsiedztwa, z którą chciałbym się znać osobiście. Film miał raczej spowodować, by nie chciało mi się aż tak spać, co nie do końca wyszło, ale z drugiej strony, niesamowitej akcji i rozpierduchy się nie spodziewałem...

Fani będą zadowoleni, a dla reszty... Ot, można obejrzeć, tak w ramach potwierdzenia i uwierzenia w motto "Be yourself and you can be anything".

6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kulturalnie, grzecznie, bo jak poleci bezpodstawna krytyka, to w łeb!

© Agata | WS | x x.