`nie wierzę, ale się dzieje

    Nigdy nie wierzyłem w duchy. Widziałem je, słyszałem, ale nie wierzyłem. Nie wierzę dalej. Czułem ich obecność, czułem spojrzenia, ale nie wierzyłem.
    Nigdy nie wierzyłem w klątwy. Ani w to, że moja matka jest wiedźmą, a ja czarownikiem po niej. Nigdy nie wierzyłem w to, że można kogoś przekląć i faktycznie ta osoba będzie odczuwała tego skutki. Nigdy nie wierzyłem w tego typu nonsensy - tak, bo dla mnie cały czas to były nonsensy. Są dalej.

   Październik, listopad, grudzień. Każdego roku od kiedy skończyłem dziesięć lat. Zawsze musiało coś wydarzyć dla kogoś z moich bliskich albo takich, których chciałbym, by byli bliskimi, ale nigdy nie miałem odwagi... Nigdy nie złamałem wtedy nogi, nie skręciłem nadgarstka, nie wpadłem pod samochód. To wszyscy wokół... Odszedł ojciec. Olał mnie ktoś, kogo uważałem za przyjaciela. Rok później ktoś, kogo uważałem za przyjaciółkę. Kolejny rok, moja suczka zachorowała na raka i zmarła piątego grudnia, później zmarła prababcia, wyrzucili mnie ze szkoły, potem rzucił mnie Igor w październiku. A teraz...

    Jestem już zmęczony. Już mam dosyć. Ile jeszcze? Tylko mi się wydaje, tak po prostu układa się los, czy naprawdę coś tu nie gra?
    Dziesięć lat widziałem śmierć. Każde negatywne wydarzenie w jakiś sposób oddziaływało na mnie, chociaż broniłem się rękoma i nogami, aby tego po sobie nie poznać. Nie pokazać siebie w stu procentach.
Tak mnie nauczyło życie. Jeśli pokażesz siebie, zostaniesz zniszczony. Nie umiem inaczej. Chciałbym potrafić, ale... ale nie potrafię.

    Co gorsza, za każdym razem coraz trudniej jest się mi pozbierać. Coraz gorzej łapać powietrze, coraz trudniej osiągnąć choćby najmniejszą równowagę. Dłużej ściska coś za gardło, dłużej chcą płynąć łzy. Dłużej nie umiem wrócić do siebie, osiągnąć katharsis.
    Czasami myślę, że ten świat nie jest dla mnie. Nie potrafię w nim funkcjonować. Łamię się coraz częściej i coraz trudniej jest wstać. Coraz trudniej żyć. Patrzeć w gwiazdy. Niekiedy nawet zaśpiewać, chociaż przecież robiłem to już jako mały chłopiec, zawsze. To zawsze było naturalne. Tak jak pisanie.
Coraz trudniej.

by morth
z myślą o Króliku

23 komentarze:

  1. Na początku masz ode mnie wielkiego kopa i ogromnego przytulasa, tak żeby się zzerowało, bo nie mogę do końca zrzucić swojej pozy gruboskórnej hipopotamicy, no nie?:)
    Wierzyć, nie wierzyć, nie o te rzeczy nawet chodzi. Już chuj z tym, co prawdziwe dla mnie choćby, a dla ciebie ani krztyny. To nie ma w tym momencie znaczenia. Chodzi, jak zawsze nie o przyczynę a o to, co zrobisz z tym, co cię w życiu spotyka, wiesz?
    Ja rozumiem twoje zmęczenie. Bo sama zbieram się cholera, sporo czasu od Vincenta do kupy i może zabrzmię strasznie, ale po kolejnej tragedii widzę, jak bardzo muszę. I...nie tylko ja muszę. Ty tak samo. Bo kurwa, życie będzie nas nieraz kopać, dawać nam w kość. Ale powiem..i co z tego. Tak jak mówił i Królik i co z tego. Żyjemy, życie, największe pole możliwości i dar, jaki posiadamy. Wykorzystajmy ten dar. Nie umartwiając się, nieraz płacząc ale jednak..i ty i ja. Wykorzystajmy bez pierdolenia się, tak po prostu. Pomimo bólu, pomimo straty. Co ty na to, co?:)
    I mi się wydaje, tak w ogóle, że potrafisz. Albo, że możesz się naczyć, Bo warto nieraz:) Sama się o tym przekonałam przecież:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co pierwsze, kopniak, czy przytulasek?

      Nie czuję tego, że życie to nasz największy dar. Może dlatego, że nie czuję władzy nad własnym życiem? Może dlatego, że nie potrafię się jakoś skuteczniej przebić, zrobić coś sensownego w tej materii? Sam nie wiem.

      I zacząłem odpisywać na maila, straciłem wątek.
      Nie lubię płakać.

      Usuń
    2. Leki symboliczny kopniak, zdecydowanie pierwszy :P
      Tu rodzi się więc pytanie- dlaczego nie czujesz? Bo kto inny, jak nie ty, ma mieć władzę nad twoim życiem? I...pewne rzeczy wymagają, znowuż, czasu. Nauki. Ale....to chyba truizm już.
      Chyba nikt nie lubi...

      Usuń
    3. Znam albo znałem kogoś, kto lubił płakać. Czuła się po tym tak wiesz. Orzeźwiająco. A ja z kolei po łzach czuję się słabo i niefajnie.

      A czemu nie czuję? Może dlatego, że chciałbym w jakiś tam sposób żyć, no nie? Mam niby plan. Tylko jak nie próbuje ugryźć tego planu, robić coś w tym kierunku, tak cholera jakoś sam nie wiem, nie wychodzi. No nie wychodzi, no.
      U mnie pewne rzeczy wymagają funduszy. Których nie mam. Szukam pracy, nie mogę znaleźć i kółko się zamyka.

      Usuń
    4. No w sumie..coś w tym jest. Jeśli to oczyszczające łzy...wiesz, mi się często wydaje, że nie lubimy płakać, bo się wstydzimy jakoś. A na pewno to powód do wstydu nie jest.

      W sensie plan na życie taki, żeby zrobić pewne rzeczy, spełniać pasję? Wiesz, to nie od razu się udaje, czasem trzeba wiele samozaparcia...grunt to się nie poddać, nawet jak kilkadziesiąt razy nie wyjdzie na początku przecież.
      Ale może znajdziesz w końcu, jak i ja, zresztą ci pisąłam, że też ze stałą pracą mam problem. Ale poradzimy sobie, no we, musimy:)

      Usuń
    5. Ja nie lubię płakać. Bardzo. Szczególnie właśnie przy kimś. Nie czuję się z tym wygodnie.

      No, tak. Gorzej, jeżeli owe pasje stricte są związane z jakimiś rzeczami, którymi musimy mieć. No w moim przypadku, jak już mówiłem, to lekki problem finansowy.
      Chciałbym pracować przy grach komputerowych. Nie wiem, może jako profesjonalny gracz, może coś z pisaniem o grach (to by było w sumie fajne) albo coś... no. ale to trochę brakuje mi do tego sprzętu.

      Usuń
    6. Wiesz....czasem chodzi w życiu też o to, żeby znaleźć kogoś, kto nauczy nas płakać przy ludziach. Tego, że to może bć wygodne. Bo okazuje się, że może.

      Ale wiesz, teraz to problem finansowy ale...za jakiś czas może się uda, powoli uzbierasz choćby kasę na to. Grunt to nie rezygnować. My mamy np. szalone marzenie na które ni chuja nas nie stać...a popracujemy nad tym. Nie zrezygnujemy. Nie teraz, to za 20 lat i choćby:)
      Więc takie piasanie choćby to fana sprawa...więc czemu nie:) Znajomego pasją choćby było robienie grafiki do gier i tak teraz zarabia:) Więc wszystko możliwe:)

      Usuń
    7. No to nie spotkałem jeszcze nikogo, z kim byłoby mi wygodnie płakać. Tak myślę. Nie, nie spotkałem.

      No nie zamierzam rezygnować, tylko też z drugiej strony nie wiem jak podejść do tego, aby się udało. Niestety ;c Hm.
      Pomysły?

      Usuń
    8. To wszystko jeszcze przed tobą, jak to ładnie mawiają:)
      Nie jestem specem od pomysłów tego typu, inaczej sama bym już biedy nie klepała :D

      Usuń
    9. Ale bogata jesteś w inne rzeczy, wartości.

      Usuń
  2. Bywają takie chwile zwątpienia, że cały świat wydaje się jakby 'nie dla nas'. Ale jak nie dla nas, to dla kogo? Mimo wszelkich przeciwności, całego tego bólu i cierpienia. Przecież bez tego wszystkiego nie bylibyśmy sobą, nie bylibyśmy ludźmi. I mimo tych trudności, warto próbować wstać, iść dalej. Zawsze warto walczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dla kogoś innego. Nie wiem. Hm. Tak myślę, że ogólnie niektórzy ludzie nie czują tego świata, w którym przyszło im żyć. Są trochę jakby z innej epoki, interesują się zupełnie innymi rzeczami, żyją inaczej... Nie wiem od czego to zależy.

      Usuń
    2. Również nie wiem, ale faktycznie czasem tak bywa.

      Usuń
  3. Wiesz, ja też jakoś nie wierzyłam nigdy w klątwy, bynajmniej. Ale jednak rozumiem Twoje rozgoryczenie, lęk jakiś może nawet. Bo i u mnie zawsze pojawiał się strach przed jesienią, zawsze wtedy działo się coś przykrego. W tym roku bałam się jej panicznie i pamiętam, jak jeszcze Kordian pisał mi, że przecież nie mam czego, że jesień też jest piękna. O losie... Moje przeczucie nie myliło się, intuicja nie zawiodła. Przeżyłam właśnie najgorszą jesień w swoim życiu. Ale wiesz... da się nadal uśmiechać. Czasem otrzeć łzy i iść do przodu. Tylko potrzeba czasu i cierpliwości, czego Ci z całego serca życzę i mentalnie przytulam. Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesień zawsze była przykra. Ja nie wiem co z nią nie tak, ale od dawien dawna nie kojarzyła mi się dobrze. I teraz tylko ta reguła się potwierdziła, niestety.
      Dziękuję, Tobie jednakowoż życzę tego więcej ;)
      Ty także.

      Usuń
    2. Bo przynosi takie skojarzenie, nawet stricte z naturą związane, że po prostu wszystko usypia, albo umiera. Do tego jeszcze dorzucić wszystkich swiętych i mamy "piękny" czas związany ze śmiercią.
      Dzięki, przyda się. Choć ja się jakoś już trzymam. ;)

      Usuń
    3. W sumie, fakt. Oooch, i musiałem się urodzić w tak negatywnych okolicznościach. Jakie to smutne xD
      Śmierć też jest potrzebna. Hm, tak, to prawda. Chociaż boli.

      Usuń
    4. Od razu smutne, przynajmniej wniosłeś w ten czas trochę radości :D
      Boli. Chociaż, jak zaczniemy analizować to "na Kordiana" to dojdziemy do tego, że i ten ból jest potrzebny, prawda?

      Usuń
    5. Ostatnio jestem zen do kwadratu ;D.
      Owszem, potrzebny. Żeby docenić to co dobre, bo bez złego byśmy nie doceniali. O.

      Usuń
    6. Otóż to i święte słowa po prostu. Tego się trzymajmy, mimo wszystko.

      Usuń
    7. *trzyma się tego*
      Na serio jesteś ruda? ;D

      Usuń
  4. Ja to ostatnio mam ochotę zadać sobie pytanie, co to się na tym świecie wyprawia. Co ta jesień ze sobą sprowadza... Ale wiesz, musi w końcu być lepiej, kiedyś - teraz, za jakiś czas.. Kiedyś na pewno :) I tak żywię się tą nadzieją, bo ileż można... płakać w poduszkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to ktoś mówił, i takie smutne dni są nam potrzebne, ale fakt faktem, czuje się przesyt. Przynajmniej ja, prawdę mówiąc, mam już dosyć.

      Usuń

Kulturalnie, grzecznie, bo jak poleci bezpodstawna krytyka, to w łeb!

© Agata | WS | x x.