`ciepło ucieka, czas je gonić

    Gdy byłem mały święta kojarzyły się jakoś cieplej. Nie znam powodów, dla których tak było. Może to kwestia mieszkania, chociaż chyba niekoniecznie, bo przecież nieważne gdzie jesteś, ważne jest z kim. Może to kwestia tego, że w tym roku było jakoś wyjątkowo smutno. I w tym roku wyjątkowo dużo osób pytało mnie, jak minęły mi święta. Dobrze, co mam Wam powiedzieć, kochani? Że pomimo jakiegoś tam uśmiechu nie było wcale tak szczęśliwie? Że idea ciepła i miłości wcale mnie nie dotyczy?
    Współczułem komuś, kto miał bardzo podróżujące święta, ale w zasadzie wolałbym je spędzić tak, a w dalszym ciągu czuć tę czułość i miłość, której łaknie przecież każdy człowiek, niż spędzać ten czas z człowiekiem, którego nie lubię, z koleżanką i matką, która chociaż się stara, to chyba stara się trochę za bardzo i nie w tę stronę. To nie był rodzinny czas. Nieistotne jest to, czy wierzę w całą religijną otoczkę Bożego Narodzenia, czy nie. Sądzę, że ten czas powinien być ciepły, czuły, miły. Taki, który będziemy wspominali z uśmiechem. Nie z łzami w oczach.
    Tymczasem siedzisz tu, Dawid. Drugi dzień świąt, jesteś sam. Żałujesz, że nie założyłeś się z matką, bo znowu miałeś rację - mówiłeś jej, że z pewnością właśnie teraz sobie pojedzie do swojego faceta i miałeś rację, chociaż ona mówiła, że przecież tak nie będzie. Z tej twojej racji przynajmniej wynikłyby pieniądze, za które mógłbyś kupić sobie towarzystwo. A tak, ani towarzystwa, ani ciepła, ani miłości.

    Są takie momenty, gdy człowiek czuje się bardzo samotny, chociaż wokół niego są ludzie. Moja Wigilia taka była. Fałszywe składanie życzeń, bo nie masz pomysłu, co możesz powiedzieć. Albo czekasz, aż druga osoba zacznie, a ty skwitujesz to "Nawzajem". Albo "wzajemnie", żeby zaszokować.
Pytam matki, czy wróci do czasu Sylwestra, bo przecież w środę jadę do Warszawy i nie będzie mnie. Ona mówi, że oczywiście i co ja sobie myślę. Milknę, ale moje oczy mówią jej chyba wszystko. Mówią, jak bardzo smutny i rozczarowany jestem tym, że znowu mnie zostawia. Przyzwyczaiłem się do samotności, tak sobie mówię. Nie mieszkam już z nią, sama o tym zadecydowała. Ale brakuje mi kogoś, czegoś. Nie mam nawet psa, który mógłby spojrzeć na mnie, połasić się, zapiszczeć, że chce na podwórek. Kogoś, kto by mnie swoją prostotą tak zwyczajnie wyciągnął z smutku, w jaki nieraz zdarza mi się popaść. Jestem tylko człowiekiem, każdy ma swoje słabsze dni.

   Złudnie spodziewałem się, że te święta dadzą mi siłę. Ciepło, którego jak się okazuje potrzebuję. Ale nie było tak. A szkoda.
Najgorsze uczucie? Kiedy wchodzi do pokoju matka, widzisz ją. Nie przychodzi wziąć Twój napój albo łyka herbaty. Nie. Siada obok Ciebie, na łóżko, zerka na monitor laptopa. I już wiesz, że jest coś, co ona chce Ci zakomunikować, ale nie do końca wie jak. Uśmiechasz się gorzko, bo wiesz o co chodzi. Ułatwiasz jej to. "Jedziesz", mówisz. Nie pytasz, stwierdzasz fakt. Ona przytakuje. Ale stara się brzmieć pozytywnie, entuzjastycznie. Pyta się Ciebie, czy zamrozić rybę po grecku, rybę smażoną, czy zamrozić bigos. Odpowiadasz zdawkowo, na wszystko proste "Tak.". A wtedy ona siedzi dalej i wiesz, że chce powiedzieć coś więcej. Ale te słowa nigdy nie zostają wypowiedziane, tchórzy. Patrzy na Ciebie, Ty nie patrzysz na nią. Wychodzi. Słyszysz poczucie winy. A sam starasz się zamaskować smutek.

   Wypijmy za smutek. Niech odejdzie w końcu precz. Wypijmy za łzy. Za śpiew, za kobiety, za seks. Wypijmy za siebie. Bo nie możesz powiedzieć drugiej osobie więcej, niż ostrzeżenia. Nie możesz wyperswadować innej osoby z głowy kogoś bliskiego dla Ciebie. Ona wie, dlaczego powinna coś zostawić, ale serce chce, czego chce.

Nigdy jakoś szczególnie Seleny nie lubiłem, ale tekst piosenki jakoś szczególnie pasuje do mojej matki. I może do mnie trochę też, ale nie chcę się do tego przyznać.


16 komentarzy:

  1. Niby nieważne, gdzie jesteś i z kim, ale ostatecznie to na człowieka wpływa, bo musi mieć w sobie cholernie stabilny ląd, żeby mu było wszystko jedno i mógł promieniować radością i spokojem. A nie oszukujmy się, mało jest takich ludzi. Co nie znaczy, że nie warto próbować tego robić, no nie?
    Jeny, z tymi podróżami to nie o mnie chyba mówisz? Bo mi zasadniczo to nie przeszkadzało, chociaż zmęczyło.
    Dobra, może to straszne co powiem, ale my z siostrą i szwagrem ( oni są ateistami, my swoje święta mieliśmy) mówiliśmy od razu "nawzajem" i było tyle śmiechu...że okazało się, że nieważne są słowa, tylko no, nawet jakichś wielkich nie trzeba mówić, a może być ciepło i zabawnie. Ale....to znowuż, u mnie w domu.
    Naprawdę przykro mi, że tak u ciebie wyszło i gdybym mogła jakoś choć trochę tego ciepła, energii przekazać...no ale chyba mi za bardzo nie wychodzi jednak. Albo, po prostu, to nie to samo.
    I zawsze mówiono, że serce ma swoje prawa ale...czasem i serce cholernie trudno usłyszeć, co mówi naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie z podróżami o Tobie. Trochę Ci z początku współczułem takiego jeżdżenia to tu, to tam, ale w zasadzie wolałbym to & jakieś poczucie ciepła, niż siedzenie w domu i kompletny brak tego. Dostałem więcej prezentów, jej. I co z tego...?
      Wcale nie straszne. Ja też powiedziałem wszystkim "nawzajem", ba, nawet zrobiłem z tego komedię, że wszyscy obecni się śmiali, chociaż mnie nie do końca było do śmiechu, ale cóż. To fajne, że wiesz, nie musisz składać żadnych życzeń, bo wszyscy wiedzą, że chcesz dla nich jak najlepiej i ta niezręczna chwila może zostać po prostu pominięta.

      Nie ma co być Ci przykro, przecież to nie Twoja wina ;). Poza tym, cieszę się, że mam kogoś, komu mogę opowiedzieć swój dziwny sen i kto nie skwituje tego "haha, lol", tylko jednak napisze kilka słów więcej. No i z sensem. Dzięki, że jesteś, heh.

      Usuń
    2. No bo męczenie fizyczne cóż...jest niczym, w porównaniu z męczeniem jakimś psychicznym, duchowym. Męcząc się fizycznie nawet nieraz ładuje się bateryjki, jak w górach, o, bo się człowiek dobrem i pięknem napełnia natomiast cóż...jak duch boli, to nic dobrego dziać się nie może. Więc całkiem rozumiem. A siedzenie z kimś, kogo się nie lubi no...jednak zawsze męczy. I jak wiadomo, materialne prezenty to...nic.
      Dokładnie. Życzenia to ja składam cóż...nie na okazje, ale jak wiem, że ktoś tego potrzebuje. Choć, wielu osobom zdarza mi się i na święta ( nawet w tym roku znowu wysyłałam kartki, o, jak mi podasz adres to za rok też ci wyślę :D) i na urodziny, bo to dodatkowa energia może, sprzyja afirmacji ale...niektórym wiem, że nie muszę, nie teraz, nie w tym momencie.

      Ale jakoś nie wiem, poczuwam się jednak. No ale,...no może no. Nie ma za co na pewno:)

      Usuń
    3. Z początku myślałem, że fajnie, mam więcej prezentów, książkę, trochę pieniędzy, może kupię jakieś nowe gry, coś dla siebie, pochodzę, posprawdzam. Ale jak przyszło co do czego, to jakoś radość z tego zupełnie znikła. W zasadzie, nawet się za bardzo nie pojawiła, zupełnie inaczej, niż w moich założeniach.
      Lubię kartki. Zawsze to jakaś zupełnie inna forma, niż wszechobecne smsy, ale rzadko kiedy jestem w stanie zebrać się, żeby jechać na pocztę, kupić znaczki i cały ten shit. A szkoda, bo w zasadzie lubię też wysyłać kartki, listy... Zawsze lubiłem. I lubiłem też je dostawać.

      To trochę miłe. Trochę tak, jakby Ci zależało w jakiś sposób. <3

      Usuń
    4. Bo to jest...zapchajdziura, która dziury pod sercem nie wypełnia. Może tylko na chwilę. To jak zaspokojenie chwilowego pragnienia, najedzenie się, gdy chce się pić tak naprawdę. Takie ja mam nieraz wrażenie, jeśli chodzi o sprawy materialne, które mają uładzić ducha...no nie da się i koniec.
      To mogę ci wysłać, o:D Tylko mówię, dawaj adres :D I jasne, że to coś innego, bo przecież no.to rzecz namacalna, dosłowna. A nie wirtualna wiadomość.
      No bo kurwa nie zależy tej, a weź mnie nie wkurwiaj od rana :D

      Usuń
    5. Cóż, duch to duch, prawda? A materialność to materialność, te dwie... rzeczy (to lekko niewygodne określenie, ale z braku pomysłu niech będzie) nijak się ze sobą mają.
      Dobrze, to dam Ci adres, jak nie zapomnę, a może się zdarzyć, że zapomnę. Lubię składować listy, pocztówki, walentynki. Taki ze mnie chomiczek w tej sprawie. Chomiczek, hihi. Sorry, bawi mnie to słowo xD

      <3 Kocham Cię wkurwiać.

      Usuń
    6. Ano nie mają, chociaż . można je połączyć, jedno nie wyklucza drugoego, ale jedno drugiego nie zastąpi po prostu.
      Spoko:D I wiem. A mi się to nieodmiennie kojarzy:D
      Wiem :P

      Usuń
  2. w zasadzie podejrzewam, ze nie jesteś w tej samotnosci osamotniony. jesli mogę tak to ująć. jest nas, w-pewnym-sensie-samotnych-samotnych, więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, ja ostatnio samotności potrzebowałam właśnie, a Ciebie przytłoczyła. Choć wiem, że mówimy o zupełnie innych jej wymiarach. I w pewnym sensie rozumiem też ten Twój wymiar samotności. I wiem, że przygnębia, że czasem wręcz rozrywa człowieka od środka. I wiesz... czasem zastanawiam się, dlaczego to, z czego możemy tak wiele nauki wyciągnąć, tak bardzo uwiera? Czasem wydaje mi się, że za dużo smutku w tym naszym życiu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to przekora ludzka. Jeżeli dzieje się dużo dobrego, rozleniwiamy się. Jest w porządku, mamy to i owo, radośnie, dzieci zdrowe, kot żyje i ma się dobrze, przyjaciele są i nic im złego się nie dzieje, można czerpać z życia. Im dłużej jest taka sielanka, tym mniej doceniamy to, co mamy. Chciałoby się więcej. Mocniej. Bardziej. Dlaczego nie wziąć piętnastego kota, dlaczego nie kupić piątego domu, dlaczego nie to, tamto, siamto. Skupiamy się na materialnych rzeczach. Tak mi się wydaje. Tracimy z oczu to, co jest faktycznie ważne, przez co tracimy też w jakiś sposób siebie.
      A jeżeli raz na jakiś czas zdarzy się coś złego, co będzie bolało, to wtedy przypomnimy sobie o tym, jakim szczęśliwym człowiekiem jestem, będziemy doceniali chwile z przyjaciółmi, rodziną i tak dalej.
      Może się mylę.
      Ale fakt faktem złych chwil niektórzy mają za dużo. A za mało tych dobrych. Cóż, proporcje są jakie są. Życie to nie matematyka.

      Usuń
    2. Bo we wszystkim potrzebna jest równowaga właśnie. I ten przykład, o którym powiedziałeś, wręcz idealnie to obrazuje. No i druga sprawa to ten pęd. Wciąż pędzimy, gubiąc to, co najważniejsze po drodze, boimy obracać się za siebie. Ale to też sprowadza się do tej równowagi.
      Nie mylisz się. Dlatego właśnie te złe chwile też są potrzebne, nawet jak czasem pęka od nich serce. Tylko właśnie... w tym przypadku brakuje nieraz równowagi między dobrymi, a złymi momentami. Życie to nie matematyka, ale ile zależy w tym wszystkim od człowieka?

      Usuń
    3. Może nie tyle boimy obracać się za siebie (bo niektórzy obróceni są non stop i żyją przeszłością), co panuje przeświadczenie (poniekąd słuszne), że nie warto non stop być z głową do tyłu. Żyjemy tu i teraz, nie odwrócimy swoich decyzji z przeszłości, nie zmienimy ich, nie mamy takich umiejętności, wobec tego należałoby tylko wyciągnąć wnioski i iść dalej, a nie żyć przeszłością.
      Myślę, że to ile od nas zależy to trochę takie 50/50. Mogę sobie wybrać, czy chcę być dziennikarzem, czy pisarzem, ale predyspozycje do pisania nie ja sobie wybrałem. Chociaż tu też można się sprzeczać, bo są ludzie z naturalną smykałką do czegoś, a są tacy, którzy osiągają ten sam lub lepszy efekt bardzo ciężką pracą. Myślę, że takie kwestie zawodowe są raczej w naszych rękach - nie zawsze, jednak.
      Kwestie niezależne od nas, to śmiertelne choroby, jakieś śmierci, wypadki wszelkiego rodzaju i tak dalej. Mówią, że jasne, jakby zdjął nogę z gazu, to by przeżył, jakby nie trafił w drzewo, to byłoby wszystko w porządku, ale ja osobiście wychodzę też z takiego założenia, że mamy określony czas do przeżycia. Żal zawsze jest po śmierci, rozpacz, ból, ale myślę, że gdzieś odgórnie jest zapisane, jak wiele jest nam dane. I to, czy będziemy się odżywiali mega zdrowo, nie palili i nie pili nie gwarantuje nam braku raka, na przykład. W przypadku raka to akurat moja mama zawsze mówi, że każdy z nas go ma, tylko jedni uśpionego i nigdy się on nie obudzi, a u innych - niestety.

      Usuń
  4. Też tak miałam, że było dużo ludzi wokół a czułam się tak cholernie samotna. Ale jestem duszą samotniczą, więc to lubię. W końcu postanowiłam stworzyć kilka naprawdę trwałych relacji przyjacielskich i się to udało. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnoszę wrażenie, że nie do końca mi o to chodziło, ale...
      Fakt faktem są osoby, które bardzo brylują towarzysko, a jednak czują się samotni. To nie ja, bo raczej stronię od tłumów.

      Usuń
    2. Odniosłam to do swojego życia, nie tylko do świąt. Choć te w tym roku były naprawdę super. Ale to trochę przykre kiedy ktoś bliski ma zamiar spędzić czas z kimś innym.

      Usuń

Kulturalnie, grzecznie, bo jak poleci bezpodstawna krytyka, to w łeb!

© Agata | WS | x x.