Kordian Królik - nieznany, a jednak kochany.

    Może widzisz teraz moje łzy. Sam nie wiem. Zawsze powtarzałem, że nie wierzę w duchy. Nawet nie wiem, gdzie konkretnie mieszkałeś. Nie doszliśmy do tego etapu naszej znajomości. Rozmawialiśmy czasem w komentarzach, a potem była długa cisza. Każdy z nas zajął się swoim życiem. Myślałem, że przecież mam czas na to, aby do Ciebie zagadać. Planowałem, aby zrobić to przed Sylwestrem. By w końcu poprosić o jakiś kontakt do Ciebie, może byś chciał. Odnalazłeś mnie w tej blogosferze. Odezwałeś się pierwszy, wyciągnąłeś dłoń. Wystarczyło ją złapać. Zabrakło odwagi.
    Ja, ten niepokonany, pewny siebie w Internecie... W starciu z kimś tak pogodnym i różnym ode mnie przegrał. Może dlatego, że czułem. Czułem, że odkryjesz mnie całego w kilku rozmowach. Sprawisz, że będę nagi, wystawiony na rany, na śmierć, na to wszystko, przed czym bronię się od tylu lat. Nieosiągalność zawsze jest bezpieczniejsza.
   A teraz, w końcu pokonany pomyślałem, że zajrzę. Napiszę komentarz, może mnie przyjmiesz. Może będziesz chciał rozwinąć tę znajomość tak... poza tę bezpieczną, internetową sferę. I widzę ten post. Czytam pierwsze zdanie, a ciało oblewa gorąc. Patrzę na datę. Piąty listopada. Czwartego jeszcze do mnie pisałeś, odpisałem dziewiątego... ale jak to? Jak to możliwe, że już Cię... nie ma? Jak?
Nie spodziewałem się, że nie zaglądając do Ciebie zaledwie półtorej miesiąca stracę... aż tyle. Stracę możliwość, Ciebie. Nie spodziewałem się, że zwlekając z odpisaniem na ten ostatni komentarz stracę możliwość przekazania Ci czegokolwiek.
   Umierałeś, gdy ja przejmowałem się trywialnymi sprawami. Gdy ja, ignorant, grałem sobie spokojnie w grę Ty cierpiałeś.
    Wiesz co jest najgorsze, Króliku? Że dopiero teraz, kiedy od trzech godzin płaczę i nie mogę się uspokoić... dopiero teraz widzę, jak ważny byłeś. Gdzieś podświadomie. Gdzieś tam, wewnątrz, co zostało skutecznie zablokowane przeze mnie samego, aby nie słuchać tej części siebie. Tyle razy sprowadziła na mnie nieszczęście, czemu tym razem miałoby być inaczej? A może miałoby. Może tak.
    Nie wiem, czy rozmowa ze mną sprawiłaby, że byłbyś silniejszy. Pewnie nie, kimże jestem? Ale tęsknie, już teraz. Jak zwykle, mój refleks... już dawno jesteś w ziemi, zimny, chłodny i martwy. Już Cię tu nie ma. Odszedłeś w bólu. Dlaczego dobrzy ludzie zawsze mają pod górkę?

    Myślałem, że oboje jesteśmy młodzi i mam czas dogonić Cię, zaczepić lekko chłodną dłonią. Uśmiechnąć się nieśmiało i zaproponować wspólną herbatę. Zabrakło mi tego czasu i przepraszam Cię za to, że nie miałem odwagi.

    Zawsze dawałeś piękne piosenki w postach. Swoich długich, kilometrowych postach. Teraz ja podzielę się czymś z Tobą. Zaśpiewaj ze mną o księżycu, Króliku.


    Nie mówię "żegnaj", bo zawsze będziesz żył w sercach tych, którzy Cię kochali. Powiem, że chciałbym, byś wrócił. Niczego nie pragnę w tej chwili tak bardzo, jak tego. Jak właśnie tego.

go down to the rabbit hole

    Może nie powinienem tego pisać. Może nie mogę. Miałem prawie cały rok na to, aby podjąć coś więcej. Nie zrobiłem tego. Przepraszam, chociaż to już nic nie zmieni. 

24 komentarze:

  1. Wiesz, ja sobie na jeden komentarz odpowiem tutaj, jeśli pozwolisz bo chyba...temat się łączy, czyż nie?
    Wiesz...jego nie trzeba było znać. Bo był naprawdę wyjątkowy. Choć, może ja tak mówię, bo znałam go tyle lat i na tyle blisko...ale może to sprawiło, że dlatego wiem, że wcale wielce znać go nie było trzeba, żeby teraz tak to brakowało. I wiem, że na pewno by cię nie odrzucił. Może, w zależności w co się wierzy- nie odrzuca i teraz przecież.
    I...teraz jest ciężko, ale, może to śmieszne, wiem, co on by teraz powiedział. Bo mi mówił kiedyś tak samo. Potraktuj to jako lekcję. Teraz jest za późno, ale naucz się na błędzie.
    Bo to i prawda, co nie? Nie ma nieraz co płakać nad rozlanym mlekiem. To boli, cholernie boli, czyjeś odejście...ja sama ciągle mam z tym problem i mieć będę. Ale czas to zaleczy, musi jakoś zaleczyć. Bolą cholernie niewykorzystane szanse. Dlatego...może właśnie czas nauczyć się z nich korzystać?
    I dzięki:)
    A tak btw, kurwować i chujać możesz ile chcesz i za to nie przepraszaj. Sama klnę jak szewc...albo raczej ich stado;) To czasem najlepszy środek ekspresji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, co jest najgorsze w tym wszystkim? Że ja doskonale wiem, że by mnie nie odrzucił. To jest chyba najgorsze. Ale ja.. hmm... czułem, że tego nie zrobi. Z jakiego powodu odczuwałem jakąś bliskość z tym człowiekiem, nie wiem. Ale to już raczej nieistotne, skoro nie wykorzystałem szans, ciągle odwlekałem. Ciągle myślałem, że mam czas, a kiedy się zdecydowałem to... cóż, przysłowiowo obudziłem się z ręką w nocniku. Trudno jest sobie wybaczyć. Co innego, jeżeli wiesz, miałbym jeszcze szansę to naprawić. A co innego, jeżeli osoba, o którą chodzi od trzech tygodni leży dwa metry pod ziemią, prawda?

      Cóż, kiedyś z kimś (z kim, nie pamiętam) doszedłem do wniosku, że "kurwa" może wyrażać tyle emocji, co miliony słów.

      Usuń
    2. Wiesz...mi się czasem wydaje, że ludzie boją się być jakoś...szczęśliwi. Boją się ludzi, kontaktu z nimi bo okaże się, że wcale ich scenariusz o odrzucaniu i tak dalej się nie sprawdzi. Bo ktoś im nie złamie serca....a wtedy czujemy się bezbronni. I to czasem, jak byśmy bali się rozczarować w szczęściu. Wiesz o co mi chodzi? My jakoś paradoskalnie boimy się być szczęśliwi, dlatego np. zamiast do fajnych ludzi ciągniemy czasem do skurwieli i tak dalej. Znam to z autopsji swojego czasu :P
      Dlatego teraz może już wiesz, że niczego nie można odkładać tak naprawdę. I jasne, sobie wybaczyć najtrudniej. Do tego też trzeba czasu ale co, chcesz całe życie pluć sobie w brodę? Nie warto. A i On by tego nie chciał na pewno.
      I nie leży pod ziemią. Jeśli chodzi o dosłowności.

      Dokładnie:)

      Usuń
    3. Jak napisałem u Ciebie, doskonale wiem o co Ci chodzi, bo sam jestem takim człowiekiem. Tyle, że w zasadzie mam odwrotną sytuację. Boję się, że znowu ktoś zrani. Tylko chyba czas jednak przełamać ten strach, bo można stracić kogoś dużo bardziej wartościowego, niż własna jakaś tam porażka.
      Niby masz rację. Wiem, że masz rację, ale to tak, jak nie potrafię do końca wybaczyć sobie jeszcze tego, że ze strachu odrzuciłem od siebie w pewien sposób, cóż, mojego byłego. Wyprzedzając pytanie, jestem bi. Tyle że wtedy byłem agresywny, a teraz z kolei też z strachu nie zrobiłem zupełnie nic. Ze skrajności w skrajność. Aż sam sobie mam ochotę przyjebać, no co poradzić.

      Nie łapiemy za słówka, Frida. Nie łapiemy.

      Usuń
    4. Właśnie. A ja napisałam w sumie u siebie...także nie wiem czy się powtarzać.Chyba bez sensu, co?
      I też..porażki uczą, jakby nie patrzeć. Więc nie są porażkami wtedy.
      Bo do tego trzeba czasu. Rany nie leczą się od razu, prawda? Czasem potrzebujemy i pół życia, żeby się z pewnymi rzeczami pogodzić. Ale...nie można wiecznie siebie linczować. Bo rany potrzebują czasu, ale czas gówno da, jak będzie się to wiecznie rozdrapywać, nie wiem czy wiesz o co mi chodzi.
      I spoko, też jestem, mimo że mam męża- wyznaję po prostu zasadę nieokreślania, a raczej tego, że zakochujemy się w człowieku, a nie płci, a seks z każdym może być fajny.
      Ale wracając do tematu- po prostu, jakbyś ( dla mnie to tak wygląda, nie mówię że jest) najpierw zastosowała jedną metodę, teraz drugą...ą żadna cię nie ochroniła. Więc może to czas, żeby zacząć...inaczej?
      Tylko przyjebanie sobie nic nie pomoże, czy mentalne, czy dosłowne.

      Przepraszam, głupia maniera :P

      Usuń
    5. udam, że "a" w "zastosowała" nie widzę. Dziękuję ;D. Chyba czas, żeby zacząć inaczej. Wiem, że jesteś. Uuu, troszkę postalkowałem Cię, pardon ;D. Twój pierwszy post mi to zdradził.
      I wiem o co chodzi, bo był taki czas, gdy pewną ranę rozdrapywałem non stop. Co się zarosła, to ciągle i ciągle wracałem do tego myślami. Nie było w tym sensu, to jak samodestrukcja, lincz na samym sobie, ale musiało trochę czasu upłynąć, nim to zrozumiałem.
      A szkoda, mogłoby czasem pomóc, co? ;D

      Znam tę manierę. Mam z nią problem po dziś dzień ;D

      Usuń
    6. Dobra, ja się nie czepiam słówek, ty moich literówek, bo późno już :D No tak, jasne, pisałam to. Ale nie tylko ja bywam stalkerem, super :D
      Bo to kolejna rzecz do nauki, że nie ma co rozdrapywać...cholera, dużo tych rzeczy do nauki. Czasem mam wrażenie, że całe życie jest jednym wielkim uniwersytetem, a my na koniec i tak nie dostaniemy dyplomu ( no chyba że np. reinkarnacja to jak oceny w szkole :D). W każdym razie...nauka chyba nam właśnie zostaje. Bywa najważniejsza, we wszystkim jednak...
      No czasem by fajnie było jakby to pomogło, ale jednak, cholera, nie działa, byłoby za prosto :D

      To co się czepiasz że ja się czepiam :D Bo ja się zacznę czepiać że ty się czepiasz że ja się czepiam i co wtedy?:D

      Usuń
    7. Dobrze, przestaję się czepiać czepiania xD.
      Wybacz. Ja po prostu... hm. Teraz mam taką potrzebę chyba, wiesz? Tak jak czytam co jakiś czas posty Kordiana, tych, których wcześniej nie dokończyłem z różnych powodów. Tak samo czytam Ciebie, zaintrygowany po raz kolejny. Trochę jak druga szansa, chociaż w zupełnie innym wymiarze i z innym człowiekiem. To nie to samo, wiem o tym. Mam świadomość tego, że Ty, to Ty, a On to On.
      Kojarzy mi się, że ktoś kiedyś to mówił. W sensie, że życie to cały czas nauka. I fakt faktem gówno z tego mamy, bo rodzimy się głupi i głupi umieramy. Cały czas popełniamy błędy i może właśnie to stanowi o głupocie ludzkiej. A może po prostu o byciu człowiekiem.
      Myślę, że pewnego rodzaju prostota w i tak trudnym, ciężkim życiu byłaby wskazana. Ale wiem, nie ma tak dobrze.

      To wtedy ja się będę czepiał o to, że Ty się czepiasz, a Ty się bedziesz czepiała, że ja się czepiam i wtedy wszyscy się bedziemy czepiać, będzie wesoło i pójdziemy na piwo. Co ty na to? ;D

      Usuń
    8. No i słusznie :D
      Wiesz co...ja rozumiem o co chodzi. Tylko właśnie zastanawiam się, czy ja jednak do pisania bloga wróciłam w dobrym momencie, albo czy potrzebnie mówiłam tak, to ja, ta właśnie Frida. Bo to taka trochę etykietka, rozumiesz. A ja etykietek nie chcę, po prostu. Bo ja to ja właśnie. Możemy uznać, że jak się będziemy dogadywać dobrze ( a na to się raczej zanosi :D) to...po prostu, Inny człowiek, inna sprawa choć sytuacja podobna. Że tak rzeknę patetycznie- możemy spróbować :D
      Ale ja czasem chcę wierzyć, że ta nasza głupota i kolejne błędy...są po coś w większym wymiarze. Choć czasem wierzyć w to trudno. Zwłaszcza jak świat się wali.
      W sumie...to życie ponoć jest proste :D

      Dobra, bo robimy incepcję czepiania, to trochę przeginka :D Ale piwa nigdy nie odmawiam :D

      Usuń
    9. A wiesz, że sam się nad tym zastanawiałem? Czy to dobrze, że akurat teraz? Ale z drugiej strony, jak nie teraz, to kiedy? Z drugiej strony, masz już dla kogo pisać. I tak byś miała. Tacy jak Ty albo Kordian przyciągają ludzi jak lep muchy. Ja bardziej odrzucam. Chyba. Ponoć. Nie wiem, opinia postronna!
      To, że powiedziałaś po śmierci osoby, która, damn, dla wielu była bliska w jakiś sposób (rany, podziwiam takich ludzi, naprawdę), że to Ty, ta Frida to trochę jak... lekarstwo dla zranione dusze. Smutne, zranione i złaknione króliczego ciepła dusze. O ile ludzie zrozumieją, że nie jesteś nim, a jesteś Fridą - tak, przyjaciółką, siostrą i bratnią duszą tego mężczyzny, ale jednak nie nim to myślę, że... to dobry wybór. Że się pojawiłaś. Sądzę jednak, że niejednokrotnie będą Cię do niego porównywać. Niejednokrotnie będą próbowali przypinać etykietek. Ale myślę też, że to się skończy. To teraz jest takie boom. Wiadomo dlaczego.
      Sam muszę przyznać, że pisząc z Tobą czuję... hm. spokój. Spokój i, cóż... radość? Taką malutką. Jesteś taka rozkoszna, rany, no serio!
      Jakaś opowieść się kończy, inna zaczyna, ale świat nie stoi w miejscu. Chociaż czasem chciałbym, żeby się zatrzymał.

      Myślałem o tym. Ale ja myślę o wielu dziwnych rzeczach. W zasadzie to zastanawiam się, czy na pewno jestem normalny xD A potem stwierdzam, że gówno mnie to obchodzi. Hm. Zboczyłem z tematu. Wracając.
      Gdy świat się wali, trudno w cokolwiek wierzyć. Trudno żyć. Trudno wstać. Trudno podnieść głowę. Trudno się po tym pozbierać.

      Podobał mi się film "Incepcja", tak by the way. ;D
      Lubisz wszystkie rodzaje piwa, czy tylko jakieś jedno szczególnie?

      Usuń
    10. Wiesz, on zostawił dla ludzi listy, ja też swój dostałam i...miałam pisać, między innymi, o to prosił. A pisanie bloga zawsze szło mi najłatwiej, więc to, że go założyłam to był typowy impuls. Za który trochę plułam sobie w brodę nawet po tym pierwszym, drugim poście. Ale jak się powiedziało A, to się mówi B. Takie mam wrażenie, że teraz odpuścić jak się zaczęło, nawet jak mam wątpliwości, czy powinnam...to już i tak za późno przecież.
      I ja wcale nie przyciągam jak lep na muchy, widzisz, znowu etykietka. Ja jestem właśnie ta wredna i agresywna ludzie niekoniecznie mnie lubią. Ale...widzisz. To jest też tak, że musi nieraz trafić swój na swego tak naprawdę. Mnie póki co nie odpychasz :D
      I jasne, mam nadzieję, że się skończy za jakiś czas. Rozumiem to w pełni. Tylko miałam już motwy wkurwiania na to...ale przeczekam. Może, on to sobie nawet tak wykombinował. Wiesz, myśmy razem kiedyś pisali bloga na wp, znaczy ja miałam swojego, on swojego i mieliśmy też wspólnego, swoje dialogi. On wiedział że ja lubię pisać i wiedział ( jak zawsze, kurwa, wszystko wiedział) że zostawi tutaj lukę. Wiedział, że ja zadziałam impulsywnie jak to ja i jak się na niego powkurwiam już, to założę tu bloga. Znał mnie na tyle. Więc może to kolejny jego mały plan...wiesz. Kordian to nieraz był taki mały manipulator, ale w dobry sposób. Bo zawsze manipulował tak, żeby ludzie byli szczęśliwi. Więc jeśli to jakiś jego zamysł to cóż...miejmy nadzieję, że mu się uda może jakoś:) Ale, koniec z etykietkami :D

      Za rozkoszną to ci zaraz jebnę :D Nie jestem chomiczkiem tej :D I wiesz, świat nigdy w miejscu nie stoi, opowieści trwają ciągle, tylko trzeba chcieć słuchać:) Tego się nauczyłam od Kordiana właśnie:)świat się nigdy nie kończy:)
      I tej, no, to dobrze że spokój jednak cię ogarnia, za to nie przyjebię :D

      Trudno-ale nie niemożliwe, nie?

      W sumie piję wszystko :D Ale nie lubię przesadnie chmielowych.

      Usuń
    11. Mnie przyciągasz. Ale może dlatego, że jesteśmy w jakimś stopniu podobni?
      Zawsze słyszałem, że jestem trudny. Trudny w obyciu, że do mnie trzeba mieć cierpliwość, siłę.
      Wiem, że rozdał listy. Sprytny sposób na pożegnanie się, trzeba przyznać. Nie wiem czy dalej tak masz, ale ja momentami nie wierzę w to, że już nie pojawi się żaden post, że nie otrzymam wiadomość na maila, że nie... hm. No właśnie. Momentami nie chcę w to wierzyć. Tylko że w normalnej sytuacji dawno już by ten post się pojawił. Więc... cóż. Ścisnęło mi się znów gardło. Cicho, Dawid. Nie rób znowu szopki.
      Czas leczy rany. Smutek. Każdy z nas, niezależnie od tego kim dla niego był w końcu przywyknie, przyzwyczai się, smutek odejdzie. Szokuje mnie jednak, jak to jest, że niezależnie od tego, czy ktoś był jego siostrą, bratem, rodziną, przyjacielem, czy kimś z internetu to... ludzie po nim płaczą. Gwarantuję, że po mnie nie byłoby takich tłumów. Nie ma opcji. Ba, znalazłbym nawet z jedną osobę chociaż, która by się cieszyła, że by mnie nie było.
      I przyznam, że pojawiła się w mojej głowie myśl, iż to nie on powinien odejść. Dobrzy ludzie nie powinni odchodzić tak szybko.

      Zabawne, że wspomniałaś o chomiczku. Przewczoraj na sesji, którą robiłem koleżance wyleciałem ni z gruchy, ni z pietruchy z tekstem "Ale nie rób z swojej twarzy chomiczka". Płakała ze śmiechu przez pięć minut.
      Kiedy Ty jesteś rozkoszna! Ale reagujesz na taki komentarz zupełnie jak ja. Kiedy ktokolwiek mówi mi coś podobnego, to mam to samo xD To zabawne.
      Wiem, że nie stoi w miejscu. Ale chciałbym czasem, by choć na chwilę stanął.
      Masz czasem taką myśl, jak to się dzieje, że żyjesz, że jesteś w tym ciele, w którym jesteś, że patrzysz, masz świadomość, możesz dotknąć, poczuć, powąchać? Bo ja będąc małym chłopcem pierwszy raz o tym pomyslałem i spytałem mamy. Nie potrafiła mi na to odpowiedzieć. Długo o tym myślałem, ale w końcu zapomniałem.
      A teraz coraz częściej o tym myślę. A może raczej nie myślę, ale łapie się na takim "wow, jak to jest, że myślę, czuję, widzę tę framugę drzwi...?". To tak, jak czasem zastanawiam się, dlaczego w mojej głowie wyglądam zupełnie inaczej, a fizycznie - inaczej. Mam na myśli rysy twarzy, figurę i tak dalej.

      Dla niektórych niemożliwie. Ale nie dla mnie, to prawda. Raz się prawie poddałem. Ale nie dałem się do końca. I nie dam się. Ach, taki po prostu jestem. ;D Ty chyba też, co?

      Usuń
    12. Przepraszam, że dopiero teraz ale....wczoraj mi się kinęło troszkę :D
      I to możliwe, mówię, ciągnie swój do swego. Albo to okoliczności też, tego nie wykluczam. Ale nawet jeśli...to cóż. źle nie jest:)
      I wiesz co...przy bliższym poznaniu każdy człowiek staje się trudny. Jeśli nie jest w naszym życiu tylko przelotem, a już na poważnie. Tylko jedną trudność umiemy znieść, a z inną sobie nie radzimy. Takie ja mam przynajmniej wrażenie.
      Tego w ogóle sam nie wymyślił. Przedtem zrobił to Vincent, a on już to sobie wymyślił jako niedoszły samobójca wielokrotny. Także....widząc, że umieram też pewnie zrobiłabym to samo.
      Ja raczej cały czas łapię się na myślach, że musiałabym wpaść do niego na kawę albo chcę napisać smsa, co robi wieczorem. Śmieszne to ostatnie bo...to ja dostałam jego telefon, żeby podzwonić po ludziach.
      Szopkę od czasu do czasu możesz zrobić, wiesz. Jak ma być lżej....tylko, jeśli w ogóle to ma pomóc.
      Tu chyba nie chodzi o tłum. Wiesz, w ogóle jego siostra się wkurwiła o blogi, że wszyscy tak przeżywają, krzyczała "że co oni kurwa o nim wiedzieli". A każdy wiedział tyle, ile chciał on sam powiedzieć. Wiesz, ona miała taki typowy napad histerii ale..każdy człowiek jest światu chyba potrzebny na swój sposób, jak widać on był potrzebny w ten sposób takiej ilości ludzi. Chociaż, ja znałam osobiście takich też, którzy go nie znosili i ani trochę by po nim nie płakali. Nie ma świętych, wiesz . A czasem chodzi o to, żeby choć może jedna osoba płakała po tobie prawdziwie. I starczy.
      I tu nie ma powinni, nie powinni. Wiesz, ja wiele lat życia spędziłam na onkologii, jako studentka, teraz tam dorywczo pracuję i powiem ci, że to miejsce właśnie mnie nauczyło tego, że w śmierci czy chorobie nie ma powinni, nie powinni. Każdy umiera, każdy choruje jakoś. Spotyka to człowieka po prostu i to nie ma zależności z jakąś sprawiedliwością. To po prostu jest. I nie ma nieraz co tego roztrząsać, pytać dlaczego. Bo żadnego dlaczego...chyba nawet nie ma.

      No to widzisz, intuicja mi podpowiedziała chomiki w Twoim życiu :D
      Ergo, Ty jesteś rozkoszny a we mnie widzisz swoje odbicie?:D
      I hm...ja prawie stale mam taką myśl. Swojego czasu miałam obsesję na punkcie tzw. "iskry życia", zaczynając studia szukałam tego po prosektoriach, jakiegoś zrozumienia, szukam tego religijnie, duchowo, w fizyce kwantowej nawet...i nadal, nie ma odpowiedzi. Znaczy, one są...ale nie dają obrazu całości. Ja cały czas się widzisz nad tym zastanawiam, tylko trochę mniej obsesyjnie.
      I też to masz? Myślałam, że tylko mnie tak pierdoli, że mam zupełnie inny swój obraz. I to nie jest jakieś wymyślone ale...naturalne. Nie pochodzi jakby z wyobraźni...a samego środka.

      No tak, to kwestia postrzegnia pewnie...ale cóż, w tej kwestii znowu mamy tak samo:)

      Usuń
    13. Każdy człowiek staje się trudny. W sumie, coś w tym może być nawet. Im bardziej kogoś poznajemy, tym więcej wiemy. Spędzamy więcej czasu i albo akceptujemy trudności, czyli wady, bolączki i tak dalej, albo nie. Nie takie głupie, hmm...
      Szczerze powiedziawszy smutek i pustkę, którą odczuwam ja po jego stracie to nic z pewnością, jeśli porównać to do na przykład jego siostry. Albo do Ciebie.
      Ale to podłe, czyż nie? Że ktoś o dobrym sercu, kto się stara i tak dalej umiera w bólu, cierpieniu, zmęczeniu. A ktoś, kto jest sukinsynem krzywdzącym zwierzęta (nie wiem dlaczego, ale dla mnie to dużo gorsze bestialstwo, niż krzywdzenie ludzi) umiera sobie w spokoju i ciszy. Fuck logic po prostu.

      Nie jestem....! Nie jestem rozkoszny, dobrze? Ustalmy to sobie xD Dziękuję.
      ... Ogłaszam. Jesteś pierwszą osobą, która powiedziała, że o tym myśli. Pierwszą. I pierwszą osobą, która powiedziała, że też inaczej widzisz siebie. Rany boskie, czuję ulgę xD
      Nigdy nie szukałem tak rozpaczliwie odpowiedzi. Ja po prostu... zastanawiam się. Może nie szukałem, bo nawet nie wiedziałbym gdzie zacząć. Ale zawsze mnie to ciekawiło, jak to możliwe, że widzę tymi oczami, jak to możliwe, że jestem właśnie tutaj, właśnie tu się urodziłem, że oddycham tym powietrzem, że mogę obserwować, pisać właśnie do Ciebie. To... hm. To ponoć dziwne, że o tym myślę. Ja tam nie wiem. Dla mnie to normalne. Dziwne jest to, że nikt o tym nie myśli.
      Dokładnie. Ja po prostu jestem przekonany, że wyglądam zupełnie inaczej i gdy spotykam jakieś lustro i widzę swoje odbicie to za każdym razem jestem po prostu zszokowany. Bo to przecież nie ja. To może brzmieć psychicznie, ale... kurde, nie wiem dlaczego tak mam.

      yaaay! małe dzieci krzyczą yaaay!... za dużo youtube.

      Usuń
    14. Dokładnie, im jesteśmy z kimś bliżej, tym ta osoba po prostu...bardziej nas dotyka. A jeny, nie ukrywajmy, każdy z nas ma dobre i złe strony. Dlatego też chyba tylko ci, których najmocniej kochamy potrafią nas jedynie zranić tak naprawdę. To chyba opiera się na tej samej zasadzie.
      Tego po prostu się nie porównuje. Ja jakoś o dziwo...ogarniam się. Czuję pustkę, jasne. Ale...to jest też u mnie trochę dziwna sytuacja, bo jakby...podwójna. No ale to wiesz. W każdym razie, jak dla mnie kaźdy cierpi po swojemu i tego nie ma co jakoś porównywać i to samo powiedziałam Idzie, jak się wkurwiała.
      Dla mnie to też nie jest podłe. To po prostu jest i staram się tak na to patrzeć. Może i właśnie dlatego, że pracuję z umierającymi ludźmi i...wolę nie osądzać. Bo bym zwariowała.
      A krzywdzenie zwierząt to też dla mnie największe chujstwo. Większe właśnie niż ludzi, bo człowiek może się obronić. Zwierzę nie zawsze. A jesteśmy cóż...równi. Wiesz, że kiedyś miałam być weterynarzem nawet?:)

      I w drugą stronę tak samo, więc...nie ma tematu! :D
      Dobra, to nawet jak jesteśmy pierdolnięci, to we dwójkę? Jakoś lżej, jasna sprawa :D Ale o tym myślę akurat nie tylko ja, więc jest jeszcze lepiej:) Z tym widzeniem już gorzej chyba właśnie :D
      A ja właśnie szukałam. Po swojemu, dziwacznie ale może...nie naszą rzeczą jest pojąć taką odpowiedź. Może ona tak naprawdę jest wprost przed nami, ale my jako ludzie jesteśmy za ślepi. Nawet z tymi swoimi oczami.
      I dziwne..kto ustala, co jest dziwne tej?:D
      Nie, to ja mam to troszkę inaczej. Siebie widzę przede wszystkim jako kogoś innego...w medytacji. A tym się nie steruje. Albo w snach. Ale czasem rano jak wstanę, po przebudzeniu czy coś to i szok z lustrem mam, nie przeczę.
      I odpowiedzi można szukać też...w psychologii...albo gdzieś dalej :>

      Ej, a tego końca intenretu, znaczy tego filmu nie znam :D

      Btw, nie myślałeś, żeby się na maila przenieść?:D Nie byłob6y wygodniej?:D
      barbarabaran90@gmail.com

      Usuń
  2. Gdy dowiedziałam się o Jego śmierci miałam podobne odczucia. Też pisał do mnie 4 listopada. Odpisałam dzień później, a potem czekałam, czekałam, czekałam... Nie zaglądałam na bloga. Również dowiedziałam się kilka dni później. Nie mogłam darować sobie, że zamiast opłakiwać Jego śmierć ja rozczulałam się nad swoimi trywialnymi problemami... ale wiesz? On nie miałby o to żalu. Cenił każdego człowieka i nigdy nie bagatelizował Jego spraw... Choć sam umierał do końca pomagał ludziom... Do ostatniego dnia... Nie miałby żalu i bardzo nie chciałby byśmy długo za nim płakali. Cierpiał by przez to... więc zbieraj się jakoś... Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie mogę darować sobie, że zwlekałem. Zbyt długo. Niepotrzebnie.

      Usuń
    2. Mi kiedyś proponował spotkanie... Również nie wykorzystałam okazji, więc dobrze Cię rozumiem.

      Usuń
  3. Aż nie się da nie napisać ani słowa, prawda? U mnie było podobnie. "Spotkałam" Kordiana jakoś pod koniec wakacji, właściwie to on mnie znalazł. Czytałam, komentowałam, wzruszałam się, inspirowałam i uczyłam. I chciałam go poznać, ale bałam się. Dwa miesiące nie czytałam postów z powodu braku czasu, a gdy pewnego dnia wróciłam do blogosfery, ten post był pierwszym, co zwróciło moją uwagę i mnie przygniotło. Także płakałam, chociaż Królik tego nie chciał. Ale czasem się nie da. Wiesz, z jednej strony żałowałam, że nie zdążyłam bardziej go poznać, z drugiej jednak wiem, że gdyby tak się stało, nigdy nie zaakceptowałabym jego odejścia. Teraz już się z nim pogodziłam, wiem, że kiedyś się spotkamy i że on i tak zawsze będzie żył w naszych wspomnieniach. Więc niech żyje, na zawsze.
    Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, myślę, że zaakceptowalibyśmy to dużo lepiej. A wiesz dlaczego? Bo mielibyśmy okazję go poznać. Być może by nas do tego przygotował, skoro pomimo nadziei i wiary miał tę świadomość.
      Myślę, że... hm. Lol, to może zabrzmieć głupio, ale sądzę, że tak długie zwlekanie z tym, by napisać maila (maila, rany boskie, TYLKO maila) to jednak mój największy życiowy błąd. No, jeden z dwóch największych błędów. Ale jednak.

      Usuń
    2. To chyba zależy od ludzi, ze mną jest tak, że jestem strasznie sentymentalna i trudno mi pogodzić się z odejściem bliskich osób, nawet gdy chodzi o zwykłą utratę kontaktu, stąd przypuszczenie, że gdybym go znała, zaakceptowanie tego mogłoby okazać się dużo trudniejsze. Z drugiej strony też żałuję, ale jesteśmy tylko ludźmi, zawsze sobie powtarzamy, że mamy czas, że zdążymy, a w końcu tego czasu może zabraknąć. Ale to przecież normalne, że popełniamy błędy, nic nie poradzimy.

      Usuń
  4. Dopiero jak kogoś stracimy uświadamiamy sobie co powinniśmy zrobić, jak się zachowywać, że tak naprawdę nie powinniśmy się zbyt długo zastanawiać nad czymkolwiek. Wysłać - nie wysłać, zrobić coś - nie zrobić. Nie powinniśmy myśleć nad tym jak ta osoba zareaguje, bo przecież nigdy tego nie przewidzimy. Nam może się wydawać coś zupełnie innego, niż to jest w czyjejś głowie.
    Śmierć Kordiana nauczyła Cię, że nie warto zwlekać, tylko szkoda, że czasu nie da się wrócić i już nie będziesz miał, nikt nie będzie miał okazji właśnie do niego wysłać tego maila... .
    Każda śmierć uczy nas czegoś nowego, tylko szkoda, że jest to okupione smutkiem, że już nie możemy zrobić niczego wobec tej osoby, na której naprawdę nam zależało.
    Trzymaj się! W końcu On nie chciał naszych łez (łatwo powiedzieć! ;) ).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nikt, kto jest nam bliski nie chciał naszych łez. Niezależnie od tego kto i dlaczego umiera. Śmierć jednak boli dużo bardziej, jeśli jest wywołana przez chorobę lub nieudaną operację, aniżeli taka naturalna. Z naturalną ludzie, myślę, oswoili się. Cóż...

      Usuń

Kulturalnie, grzecznie, bo jak poleci bezpodstawna krytyka, to w łeb!

© Agata | WS | x x.