Przez filmy z morthem - "Lucy"

filmweb.pl
Tytuł: Lucy
Gatunek: akcja, sci-fi
Produkcja: Francja
Premiera: 14 sierpień 2014 (Polska), 24 lipiec 2014 (świat).
Reżyser i scenariusz: Luc Besson

    "Lucy". Szczerze powiedziawszy gdy zobaczyłem po raz pierwszy zwiastuny tego filmu, byłem więcej, niż pozytywny. Sama tematyka i pomysł wątku fabularnego bardzo mi się spodobał. Jednak po obejrzeniu sam nie wiem, czy miałem po prostu zbyt wysokie wymagania, czy zawiniło co innego. Byłem de facto zawiedziony.
    O czym? Jest dziewczyna, Lucy, która poznała jakiegoś trochę ciemnego typa. Ten bawi się w jakieś nie do końca legalne robótki. Ma dostarczyć do niejakiego "Pana Janga" pewną paczkę, ale boi się wejść do wieżowca. Podstępem zmusza do tego naszą główną bohaterkę i zaczyna się jej własne, prywatne piekło, ponieważ... "Pan Jang" to nie jest jakiś uśmiechnięty dziadek z Chin, tylko szef siatki przestępczej, która zajmuje się transportem narkotyków, a także wprowadzaniem nowych rodzajów na czarny rynek.
    Nasza główna bohaterka, jako że natknęła się niestety na taką, a nie inną sytuację uczestniczy w całej eskapadzie przewiezienia z punktu A do punktu B owego dziwnego specyfiku (który ostro daje po głowie). W wyniku nieszczęśliwego wypadku ładunek, który załadowano każdemu z przemytników w brzuchu (tak, w brzuchu) ulega uszkodzeniu, w wyniku czego dostaje się do krwiobiegu Lucy. I zaczyna się magia, ponieważ jego ilość sprawia, iż główna bohaterka wykorzystuje coraz więcej procent swojego umysłu.
    Głównym hasłem, który głosi film "Lucy" to mit, jakoby człowiek wykorzystywał tylko 10% potencjału swojego umysłu. Nieprawdziwe są one dlatego, albowiem udowodniono badaniami naukowymi (amerykańskimi), że wykorzystujemy znacznie więcej. Niemniej jednak jest to cała oś fabularna filmu - przyjmijmy więc, że tak właśnie jest. Lucy wobec tego jest niemal ponadczasowa, ponad... wszystko, ponieważ wraz ze zwiększającymi się procentami, które wykorzystuje w danej chwili osiąga zupełnie nieprawdopodobnie umiejętności, jak idealna pamięć (jest w stanie przypomnieć sobie nawet okres, kiedy była w brzuchu matki), czy rzucanie ludźmi to tu, to tam.
    "Lucy" jest dynamicznym, intrygującym tworem. Być może za sprawą naprawdę dobrej gry aktorskiej Scarlett Johansson (Lucy) i Morgana Freemana (profesor Norman). Czegoś mi jednak zabrakło. Być może głębi postaci, czegoś więcej o bohaterach albo po prostu... nie zrozumiałem zakończenia. Oczekiwałem chyba czegoś innego. Lepszego. Mocniejszego. Ciekawe było natomiast to, że z zupełnie przeciętnej i zwykłej dziewczyny Lucy przemieniła się w ponadprzeciętną kobietę, która, zdaje się, przestaje odczuwać jakiekolwiek emocje, być... po prostu ludzka. Przypomina momentami po prostu komputer - fascynujący, ale jednak bez życia.
    Oczekiwałem czegoś więcej po zapowiedziach, które były bardzo obiecujące. Być może wyobraziłem sobie za dużo, po prostu. Istnieje taka opcja. Myślałem, że to będzie przynajmniej mocna dziewiątka, ale cóż... Może innym razem.

6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kulturalnie, grzecznie, bo jak poleci bezpodstawna krytyka, to w łeb!

© Agata | WS | x x.