Sporo prawdziwego gówna narobiłem w życiu. Sobie i innym. Od pewnego jednak momentu postanowiłem się zmienić i szło mi to raczej pozytywnie. Ale kolejno, z jakiegoś powodu, zaprzestałem swoich starań. I w ten oto sposób nieświadomie byłem tyranem. Dalej nim jestem, nie ma co ukrywać.
Sprawiłem, że człowiek, który jest najważniejszy w całym moim dotychczasowym życiu bał się mnie i robił rzeczy przeciwko sobie, byleby mnie zadowolić. Byłem pewien, że jest szczęśliwy i bezpieczny, a tymczasem jedyne co udało mi się osiągnąć, to zastraszenie go i uczucie bycia w więzieniu.
Co jest w tym wszystkim najstraszniejsze? Że robiłem to absolutnie nieświadomie. I przeraża mnie to tym bardziej, im częściej o tym myślę.
Krysia miała rację, nie zasłużyłem na niego. Żadną cząstką swojego dotychczasowego postępowania. Nienawidzę siebie za to tak bardzo. Czuję się niewyobrażalnie winny. Ale też mam jakąś siłę. Udowodnię, że mogę na niego zasłużyć. Udowodnię, że jestem w stanie się zmienić i nigdy więcej już nie zostanę tyranem. Nie dla tych, których kocham. Nie dla niego.
Tak bardzo przepraszam...
Strony |
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Etykiety
morth
(86)
morthowe ot takie gderanie
(78)
projekt
(26)
projekty
(25)
jest ale nie musi być
(24)
morth i gry
(24)
egzystencja
(23)
bycie
(20)
masło
(20)
dorosłość
(16)
klops
(16)
błędy
(14)
dorastanie
(14)
refleksje
(14)
inne
(13)
prawdziwe
(12)
blogowanie
(11)
życiowe
(11)
bezsensu
(10)
chłopak
(10)
życie
(10)
gra
(9)
morth i kino
(9)
edukacja
(8)
niechciana dorosłość
(8)
przeżycia
(7)
smutek
(7)
dziewczyna
(6)
miłość
(6)
złość
(6)
mężczyzna
(5)
paplanie
(5)
praca
(5)
recenzja
(5)
związki
(5)
film
(4)
kontrola swojego charakteru
(4)
ojciec
(4)
plany
(4)
związki na odległość
(4)
audiolog
(3)
biseksualizm
(3)
ojcostwo
(3)
uczę się kochać
(3)
czym jest związek
(2)
fotografia
(2)
pierwszy raz
(2)
szkoła zaoczna
(2)
psycholog
(1)
Nie zawsze coś jest takim, jakim się wydaje, zwłaszcza, jeśli chodzi o zachowanie. Własne. Sama czasem sądzę, że robię coś dobrze, że tak powinno być, a potem słyszę, że to wcale nie było tak, jak myślałam. Dobrze, że ta bolesna prawda dotarła i jeszcze lepiej, że dała Ci motywację - z pewnością znaleźliby się tacy, co załamaliby się i zamiast coś robić, usiedli i całkiem zamknęli się w sobie. Pisałeś, że masz depresję, ale fakt, że podejmujesz jakiekolwiek kroki dążące do zmiany obecnego stanu rzeczy, świadczy na Twoją korzyść. Większość chorych jest zobojętniała, nie zależy im, sądzą, że nie ma po co się starać. Ty masz po co, masz dla kogo, dlatego trzymam kciuki, żeby się udało. Ale to, co uważasz za najstraszniejsze, tak naprawdę wcale takie nie jest. Albo inaczej: też nie świadczy o Tobie źle. Nie robiłeś tego świadomie.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, żebyś udowodnił to sobie i jemu, reszta jest mniej istotna.
Wpadłam tu do Ciebie po raz pierwszy, przeczytałam ten jeden post i pomyślałam, że temat poniekąd bliski, więc czemu by nie skomentować? Nie znam Cię w ogóle, ale to chyba nie szkodzi. Życzę powodzenia i może jeszcze tu wrócę.
Trzymaj się.
P.
Przede wszystkim, dziękuję za komentarz. I w tym momencie inwencja twórcza, którą mógłbym spożytkować na odpis się skończyła.
UsuńTo nie tak, że nie chciałem się załamać. Być może, gdyby powiedział jasno i klarownie, że nigdy więcej nie chce ze mną być, skończyłbym gdzieś w jakimś przysłowiowym lub i dosłownym rowie. Nie powiedział tego. Być może zna mnie lepiej, niż ja sam siebie i z tego powodu też nie wypowiedział tych definitywnych słów, a może serio gdzieś tam drobna iskierka uczucia dalej w nim się tli. Ciężko stwierdzić.
Niemniej jednak chcę zrobić wszystko, by to naprawić. Zapewne czeka mnie wiele upadków, ale mam nadzieję. Głupią, to głupią, ale jednak. Nadzieja umiera ostatnia.
Pozdrawiam i dziękuję za ślad,
morthowy morth.
Jak sam piałeś wcześniej - dwa najlepsze lata Twojego życia - no więc chyba było warto, nie? Są w końcu osoby, które na tą swoją wielką miłość jeszcze nie trafiły.
OdpowiedzUsuńNie ma teraz czego żałować, a brać się do działania. Dasz radę chłopie;]
Istnieje opcja, że nie jestem jego wielką miłością. I jestem niemal pewny, że od jakiegoś czasu on nie powiedziałby, że to dwa najlepsze lata jego życia. Jakoś po pół roku pewnie przestał tak to postrzegać, a ją o tym nie wiedziałem - jak mogłem nie wiedzieć?
UsuńA gdybym nie żałował, musiałbym być jeszcze większym potworem, niż jestem. Żałuję, ale chce zmienić swoje postępowanie. Dla siebie i dla niego.
Pytanie brzmi; jak?
PS odpisuje z telefonu, więc niezalogowany. Potwierdzę, że to ja jeśli trzeba po zalogowaniu.
Heh wierzę, że to ty, ja raczej nie mam możliwości udowodnienia, że to ta sama ja;p
UsuńMoże złego słowa użyłam z tym nie-żałowaniem.
Raz, chodzi mi o to, że nie ma co zamykać wspomnień w pięknej skrzyni z napisem 'tego nie było', bo warto docenić i w pewien sposób cieszyć się z tego czasu. A dwa, chodziło mi o to, że nie ma co rozmyślać, rozdrapywać, roztkliwiać się nad tym, bo to i tak nic nie da, może tyle, że będziesz miał coraz gorszy humor. Jedyne co może przynieść efekt to działanie.
Sam piszesz, że chcesz się zmienić, a takie zdarzenie to mimo wszystko dobry motor napędowy. I jak to jak, jeżeli wiesz co było źle, to pracuj nad sobą;] Powodzenia;]
Byłam z facetem 6 lat (taaa, stara jestem xD), od liceum, mój pierwszy facet i ja jego pierwsza dziewczyna. I po tych 6 latach usłyszałam, że on woli pracę niż mnie. Niby w ostatnim pół roku widziałam, że jest gorzej, ale nadal byłam przekonana, że jemu też zależy. I przez jakieś pierwsze 4 lata tak było, ale sie zmieniło i ja nawet nie zauważyłam kiedy, dopiero jak było już b. źle.
Więc myślę, że to nic dziwnego, że nie wiedziałeś.
I jeszcze dodam coś z czym możesz się nie zgodzić, nie wiem. Wielka miłość może nie być jedna jedyna, możesz trafić za czas jakiś na kogoś innego kogo pokochasz tak samo mocno jak jego. Nie mówię, że masz teraz nie próbować wszystkiego naprawić, próbuj, bardzo sobie cenię osoby które potrafią się przyznać do błędu i chcą go naprawić. Ale jeśli by się nie udało, a zawsze istnieje taka opcja, to nie zamykaj sobie drogi na świat i na innych ludzi uznając, że kochasz tylko jego, mam nadzieję, że nie masz takiego podejścia do 'sprawy'.
Sory za długość i moje przekonanie do własnej racji.
pozdrawiam
K.
Wiesz, piszesz o rzeczach, o których wiedziałem. Kiedyś, te dwa lata temu miałem podobne podejście - gdy ktoś rozpaczał po stracie ukochanej osoby, mówiłem, że tego kwiatu jest pół światu. W moim przypadku, do dyspozycji mam cały świat, bo nie ograniczam się na jedną konkretną płeć. Problem jest tego typu, że jak się zakochałem to nagle te wszystkie nonsensy straciły wartość i przestały być istotne. Być może dlatego, że znalazłem osobę, o której zawsze marzyłem i mam wrażenie, że wszystko spieprzyłem, od A do Z. Skoro on w końcu po takim czasie przyznał, że czuł się zastraszany - w jakim mnie to stawia świetle? Jakim potworem muszę być i nie zdawać sobie z tego sprawy? Pół biedy, jakbym robił to świadomie. Ale skoro robiłem to nieświadom tego, co czynię, jak mogę to naprawić? Nie powiedział mi o każdej jednej sytuacji, dla niego to bolesne i nie chcę go do tego zmuszać. Ale jak mam sam zweryfikować co do bycia tyranem się zaliczało, a co nie?
UsuńBtw Twoja historia odnośnie Twojego związku mnie przeraziła, bo coś podobnego jest u mnie. Tylko zamiast pracy wypalił zupełnie nieskładne, że jest hetero.
I absolutnie nie przepraszaj za długie komentarze, takie sobie bardzo cenię i miło mi niezwykle, że ktoś się zainteresował i zechciał poświęcić kilka chwil.
Ja przepraszam za obecny wygląd odpowiedzi pod komentarzami. Zgłosiłem już błąd Shalis i zdaje się pracuje nad jego wyeliminowaniem ;)
Pozdrawiam,
morthowy morth.
Widzę, że lubisz nadinterpretować to co się pisze;p Bo kiedy ja pisałam, że "tego światu jest pół kwiatu"?xD Nigdy nie pisałam, że takie moje podejście jest, jestem raczej nastawiona na stałe związki;p Więc nie namawiam Cię, żebyś zmieniał partnerki/ów jak rękawiczki, a jedynie, że jest naprawdę wielu wartościowych ludzi na świecie, innych, ale równie ciekawych.
UsuńW jakim stawia Cię to świetle... to zależy. Osobiście uważam, że można komuś dać drugą szansę. Drugą, ale nie trzecią. A skoro sam przyznajesz, że spieprzyłeś i chcesz to zmienić to stawia Cię w całkiem niezłym świetle. Zależy co z tego wyjdzie, ale jeżeli uda Ci się osiągnąć cel, i nie powtarzać swoich błędów, to myślę że nadal macie szanse coś razem stworzyć.
A że nie wiedziałeś... Bywa, ale teraz już wiesz. Myślę nawet, że jest odwrotnie, gdybyś robił to świadomie to byłbyś potworem. A tak, przecież nie chciałeś go krzywdzić, nadal nie chcesz, chcesz żeby był szczęśliwy. A chcieć to móc, to połowa drogi do sukcesu.
Co do oceny, co jest ok, a co nie, jeżeli masz z tym problem to myślę, że najlepiej pogadać z kimś zaufanym, z jakimś dobrym przyjacielem, który nie przekaże dalej. Żeby podpowiedział, czy druga strona 'ma prawo' mieć pretensje w danej sytuacji, i ocenił inną, choć o taką chętną do pomocy osobę to raczej trudno.
Może być też tak, że twój facet jest bardziej wrażliwy i inaczej odbiera pewne kwestie. Poza tym skoro wcześniej nie narzekał, to może teraz potrzebuje trochę czasu, żeby to wszystko sobie poukładać.
Moja historia mnie samą przeraziła, ale to było na szczęście już rok temu -_-' Dobrze, że ślubu i dzieci nie było w międzyczasie, przynajmniej było ciut łatwiej. I do tej pory nie wiem o co mu na prawdę chodziło, przypuszczam, że skoro byłam jego pierwszą laską, to uznał, że nie wie czy to aby napewno to, że potrzebuje 'popróbować'. Tyle, że w naszym przypadku powrotów nie będzie, choć rozstaliśmy się niemal z 'uśmiechem na ustach' (w moim wypadku nieco histerycznym).
On jest młodszy od ciebie? Piszesz, że jego argumentem była zmiana zdania co do własnej orientacji, może to i przykrywka, ale może coś w tym jest. Może się zaczął zastanawiać czy jednak nie woli dziewcząt, sam nie wie czego chce, presja otoczenia itp, wiesz, osobowość się kształtuje jakoś do 25 roku życia albo i dłużej.
K.
Nie chodziło mi o zmianę partnerów jak rękawiczki, a po prostu wiesz, nie tyle nieprzejmowanie się, co właśnie takie "to nic, miłość jeszcze nieraz mnie kopnie".
UsuńJest ode mnie starszy o cztery lata. Ja mam dziewiętnaście i poszło mi dwadzieścia, on ma dwadzieścia trzy i poszło mu dwadzieścia cztery. Jak to z facetami bywa, on jest dojrzały w pewnych kwestiach, a w innych totalne dziecko - i ja tak samo, uzupełniamy się w jakiś sposób. Sądzę, że to wymówka, szczególnie, gdy się okazało, że mnie się bał i tak dalej. Uważam, że strach po prostu sprawił, iż to wszystko się sypło - i to, że nie powiedział wcześniej, i to, że w jakiś sposób chyba czuje do mnie niechęć. A może wcale nie, po prostu dał mi do zrozumienia, że jest coś nie tak i teraz daje mnie i sobie czas na przemyślenie tego wszystkiego...? Agh, gdybanie jest do dupy i nie przynosi żadnych efektów.
Szkoda. Tyle lat to duży szmat czasu, historii, wspólnych przeżyć. Po dwóch latach jest mi ciężko, bo wszystko mi o nim przypomina - nawet dywan w moim pokoju, czy ulubiona bluza, bo lubił w niej bardzo chodzić. Był w niej słodko bezbronny, bo była na niego przyduża. No wiesz, dużo wspomnień. Tak pusto trochę, chociaż przecież nie straciłem z nim całkowicie kontaktu.
Czuję się głupio, tak się uzewnętrzniając obcej osobie. Jak się ciesze, że nikt nie wie kim jestem... ;D
Ciekawe jest, to co piszesz, że bał się ciebie, ale to on jest starszy i to o 4 lata... Wiem, w tym wieku to żadna różnica, ale jednak wydawać by się mogło, ze może być raczej odwrotnie. Nie wiem co się tam u was działo i trochę ciężko mi sobie wyobrazić jakiś sensowny powód dla takiego strachu. Bo nie wierzę, żebyś zrobił coś rzeczywiscie wyjątkowo złego.
UsuńMoże z czasem jakoś się ułoży. Piszesz 'i to, że nie powiedział wcześniej, i to, że w jakiś sposób chyba czuje do mnie niechęć', myślę, że wszystko się trochę nawarstwiło, ponieważ nic nie powiedział to nic się nie zmieniało i w efekcie zaczął inne, mało istotne rzeczy też odbierać negatywnie, nawet jak nie robiłeś niczego złego. Ale z tego co piszesz, wygląda, że nie powiedział definitywnie 'koniec', więc pewnie się dogadacie;]
No sporo czasu, ale dwa lata to też już całkiem niezły 'staż';] Na początku było ciężko, ale teraz już od jakiegoś czasu jest ok. Chociaż nadal się czasem zastanawiam, a co by było gdyby i dlaczego.
I jeszcze rada od serca xD Jeżeli się wam ułoży spowrotem - ogarnij ty tego swojego chłopca jeśli chodzi o 'odwagę cywilną'. Komunikacja to podstawa dobrej relacji itd, jak nie będzie mówił co mu nie pasuje, co mu leży na sercu to potem znów będzie źle.
To jeden z elementów, które mój długi związek rozwaliły - bo mój facet mówić nie umiał. Powinno Cię to rozbawić bo sytuacja wręcz paradoksalna - dopiero jak JA zaczęłam rozmowę na temat to się dowiedziałam, że koniec. I to rozmowę na zasadzie:
- Kochasz mnie?
-... Nie wiem
- Chcesz dalszego związku?
- Nie.
- Jesteś pewien? Nie stoją za tym żadne idiotyczne pobudki typu 'z nim będziesz szczęśliwsza'?
- Na pewno. Zrozumiałem, że kocham swoją pracę.
I nie wiem jak się możesz czuć głupio, skoro przecież piszesz bloga na którym się uzewnętrzniasz, a czyta go pewnie sporo obcych osób;]
Z resztą dla mmnie to raczej odświeżające, pogadać z kimś obcym;p Zawsze jakieś inne spojrzenie na świat, dla odmiany od codziennego otoczenia;]
K.
Cóż, to, że jest starszy, nie oznacza, że to on jest stroną tzw. dominującą. W życiu codziennym raczej się wymienialiśmy tą rolą, wiadomo, ale w kwestiach stricte intymnych niespecjalnie dominował i raczej się do tego nawet nie palił. Nie czuje się on dobrze w roli aktywa, a ja z kolei w roli pasywa.
UsuńWiesz, może być tak, że tylko mnie się wydaje, że nie zakończył tego definitywnie, a w efekcie po prostu nie chciał wbić drugiego noża w plecy słowami "Nie, nigdy więcej nie chcę z tobą być". Trudno stwierdzić, oboje mamy absolutnie posrane i trudne charaktery, więc podejrzewam, że nawet gdyby to nigdy do końca nie będzie absolutnej harmonii, ale może to i dobrze. Oboje chcemy zwykłego, normalnego związku, ale w każdym takim zdarzają się sprzeczki, w końcu takiego samego drugiego człowieka nie uświadczysz. Zresztą, ja z drugim takim jak ja bym nie wytrzymał psychicznie.
Cóż, kiedyś nie potrafił za specjalnie mówić. Teraz, myślę, powoli się tego uczy i chwała mu za to. Ja absolutnie nie cierpię mówić o uczuciach i dlatego tak dziwnie się czuję pod tymi komentarzami. W życiu realnym ja bardzo dużo nie powiem, mogę za to więcej napisać. To niekiedy jedyna forma przekazu trudnych treści, chociaż zmuszałem się niekiedy, by jednak jakieś ciężkie rzeczy powiedzieć.
Znów czuję się przerażony, bo od dwóch miesięcy lub trzech było coś ewidentnie nie tak u mnie i ciągle mówił, że po prostu ma dużo stresów i dlatego nie ma nagle na mnie absolutnie czasu i ... Unika mnie. Oczywiście, unikanie podczas związku na odległość to prosta sprawa, wystarczy nie odzywać się dwa tygodnie i już druga osoba ma poczucie osamotnienia. Dla niego to normalne, że miesiąc lub dwa nie odzywa się zupełnie. Ja czuję się z tygodniem lub dwoma dziwnie, bo przyzwyczaił mnie do czegoś innego - wiesz, dwa lata rozmowy dzień w dzień, aż czasem nie chciało mi się nawet... No wiesz, a nagle przerwy kilkutygodniowe, nagle nie wiem zupełnie co u niego i jak znajomi się pytali to odpowiadałem "Nie wiem". I w sumie to bardzo podobne do tego, co napisałaś i czuję się co najmniej przestraszony, że jednak guzik z pętelką, a ja sobie tylko wmawiam, że wcale nie zakończył tego definitywnie.
Oh wiesz, ale podczas pisania postów stosuje też sporo niedosłownych rzeczy. Nie mówię wprost od a do z, zawsze trzymam coś dla siebie, a teraz jakoś się tak rozgadałem i jestem tym trochę skrępowany.
morthowy morth
No tak, może być tak, że młodsza osoba jest bardziej zdecydowana i bardziej narzuca swoje zdanie. Ale z kolei przy różnicy 4 lat w tym wieku wydaje się, że osoba starsza ma większe doświadczenie życiowe, większą wiedzę. No i facet 23 - 24 lata często ma już stałą pracę albo i mieszka sam.
UsuńJakie słownictwo, kojarzy mi się z drarry albo innymi opowiadaniami tego typu ;p W kwestii aktywów/pasywów, wydaje mi się, że każdy czasem potrzebuje odmiany, nawet jeśli generalnie jest np stroną dominującą. I jakoś nadal nie ogarniam co ma taki podział, do strachu przed drugą stroną, ale moze źle na to patrzę. No bo jeżeli nie chlejesz na umór i nie bijesz później swojego partnera, nie wrzeszczysz na niego bez powodu ani nie grozisz, że zostawisz z byle powodu to nie ogarniam, sory.
Ja od swojego byłego zażądałam konkretnej odpowiedzi, czy sądzi, że w przyszłości możemy jeszcze być razem, powiedział że 'dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi'. Później upewniałam się jeszcze na różne sposoby, czy mu się nie odwidzi, bo inaczej nie mogłabym zacząć 'żyć' dalej, ciągle bym sie zastanawiała, czy on czasem nie zmieni zdania, nie zechce odbudować tego co było. Ale myślę, że czasem warto powalczyć o związek - jeżeli są jakieś szanse.
Czasami kłutnia, a nawet chwilowe rozstanie dobrze oczyszczają atmosferę i wręcz wzmacniają związek. Powodzenia.
Tak, u mnie też ten moment kiedy widziałam, że już jest bardzo źle, był gdy zaczął mnie facet unikać. Tyle, że mieszkaliśmy wtedy razem, więc to nieco 'zabawne' było, bo były dni, kiedy widzieliśmy się tylko przez 10 minut. Ale potem był dobry seks. Nie ogarniam facetów, no bo jak się wie, że się chce skończyć znajomość to po co ryzykować dziećmi i dawać drugiej stronie jakby nie było nadzieję, że nie jest tak źle -_-' Sory, teraz ja się troche pouzewnętrzniałam;p
Dla mnie 2-3 tygodnie to już w cholerę długo, gratuluję cierpliwości. Ale związki na odległość w ogóle są trudne. Wiem, że np jak jedna osoba wyjedzie na Erasmusa to często się taki związek kończy, w innym miejscu poznaje się innych ludzi itd.
Ja na Twoim miejscu bym pewnie zapytała bezpośrednio - strasznie nie lubię takiego bujania się, niepewności, ale rozumiem, że to wiąże sie z ryzykiem negatywnej odpowiedzi. Długo nie mogłam się zdobyć, żeby zacząć rozmowę, którą ci przytoczyłam w poprzednim komentarzu, bo bałam się, że taki właśnie będzie scenariusz.
Nie sądzę, żebyśmy się mieli kiedyś spotkać, więc chyba nie ma problemu ;p
K.
Zdarzyło mi się chyba na niego wrzeszczeć bez powodu i grozić. Bić nigdy. Ale to i tak wystarczy, żeby... No właśnie. Eh, mówiłem, że popsułem.
UsuńPytałem już od początku. Powiedział, że zadaję trudne pytania, że po prostu na chwilę obecną nie chce faceta, a przyjaciela i niczego mi nie obiecuje. Nie powiedział jednak "nie".
;D
No troche. Ale, powtórzę się, ważne, że jesteś tego świadom, umiesz przyznać się do błędu. Wiele osób myślę ma z tym problem przy rozstaniu, albo całą winę zrzucając na drugą stronę, albo obwiniając się i zadręczając zupełnie bezpodstawnie. Ważna jest prawidłowa ocena sytuacji.
UsuńE to chyba nie jest źle;p Daj mu czas, jeżeli żaden z was sobie nie znajdzie kogoś, a będziecie się przyjaźnić to pewnie prędzej czy później znów wylądujecie razem;p
pozdrawiam
K.
Spoko, myślę, że się uda, jeśli się zmienię. Oby, oczywiście ;D Byłbym bardzo rad.
UsuńPowodzenia, oby zmiany były na stałe a nie tylko na chwilkę;]
UsuńK.
Przyda się powodzenie, przyda! I Tobie również go życzę. ;)
Usuń"A mogę chociaż poznać imię mojej wybranki?" ^^ Ale nie, tak na serio, jak masz na imię? K. Karolina? Klaudia? Klara? ;D
Strzelaj dalej xD Wiele Ci już popularnych damskich imion nie zostało do wyboru;]
UsuńK.
Kasia, Krysia, Kamila?
UsuńK. jak Kasia, więc udało Ci się trafić;]
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńSpamiku nie lubimy.
Usuń(Już nie mogę odpowiedzieć)
OdpowiedzUsuńKasia! O, jak miło. Dawid jestem, miło mi ;) Bardzo ładne imię masz ;).