`wyrwij serce i je zjedz, nie będzie chociaż boleć

Wiedziałem. W głowie ciągle przecież kołatała się myśl, by nie ufać w stu procentach, bo wtedy wszystko się popsuje. Bo wtedy całe moje szczęście się rozpryśnie. Wbrew zdrowemu rozsądkowi zaufałem, stwierdzając, że jest moją stałą w życiu. Kimś, kto nie odejdzie. Kimś, kto będzie moim jeszcze długo. Być może i na zawsze. Nie myślałem o przyszłości, ale też nie przejmowałem się tym, że może ode mnie odejść. Wierzyłem w to, że mnie chce. Przecież jeszcze trzy miesiące, wydawało się, tak właśnie było. A teraz? Przecież taki zgrany z nas team, może nie idealny związek, ale śmiałbym stwierdzić, że dobry. Dogadywaliśmy się, uzupełnialiśmy się, zdaje się, że lubiliśmy swoje towarzystwo, że... Cóż, że były w tym uczucia. I teraz, czy to ze mnie próbują zrobić idiotę, wmawiając mi, że to wszystko bullshit, czy to ja zrobiłem z siebie, wierząc w ten cały nonsens z miłością? Jestem przeklęty, czy jaka cholera? Dwa-trzy tygodnie do moich urodzin i jak zwykle coś się posypało. Coś, co mnie niszczy.
Nie wierzę w ten shit, który próbował mi wcisnąć. Jeśli on jest hetero, to ja będę wokalistą znanego, rockowego zespołu amerykańskiego. Chciałbym apelować do jego zdrowego rozsądku i pogoni za własnym szczęściem, a nie za akceptacją innych, ale nie mam na to siły. Nie mam na nic siły. Nie jem, nie śpię, za to dużo piję. Wody, herbaty, kawy i trochę piwa ostatnio. Tego ostatniego, wolałbym, aby nie było.
Nigdy nie czułem się tak kopnięty w brzuch, jak wtedy, gdy dowiedziałem się, że jego matka uważa mnie za nieodpowiednie towarzystwo tylko dlatego, że w przeszłości miałem problemy. Dalej się one ciągnął za mną, ale są powoli i sukcesywnie rozwiązywane, miałem na to siłę. Skreślić mnie, tak po prostu. Dlatego, że kilka rzeczy się posypało.

Nie wiem w co wierzyć, w swoje przeczucia i w głupią wiarę, że go znam, czy w to, co mam przed nosem. Przecież już wierzyłem, że będzie mój i teraz właśnie odchodzi. A ja nie mogę nic na to poradzić, stoję bezradnie.

Nie jestem w stanie być składny, czy pozbawiony smutku i żałości. Najpiękniejsze dwa lata mojego życia muszę schować w skrzynię i głęboko pochować, udając, że wcale się nie wydarzyły. Nie żartuję. Igor dał mi dwa najpiękniejsze lata mojego życia i liczyłem na to, że on czuje podobnie, że... Cóż. Że kocha jak zapewniał. Jak bardzo patetycznie brzmię? Aż mi kurewsko wstyd. Nie powinienem tego publikować.
Ale co poradzić. Każdy sukinsyn ma jakąś wrażliwą stronę, a ta ujawnia się szczególnie w momencie, w którym (chyba) miłość Twojego życia odchodzi.

Dajcie mi siły. Błagam, bo nie przetrzymam tego. Nie chcę znów upadać. Nigdy więcej. Chociażby, żeby pokazać tej kobiecie, że się myliła. Nie jestem aż tak leniwy, jak sądzi; staram się zaliczyć szkołę i coś więcej; szukam cholernie aktywnie pracy. Robię co mogę.

W ciągu tych kilkunastu-kilkudziesięciu godzin obejrzałem już tyle filmów, że szkoda gadać. Ciągle leci radio, bo inaczej jest za cicho. Boję się własnych myśli. Chcę znów moje szczęście. Boli dużo bardziej, niż się kiedykolwiek mógłbym spodziewać.
Głupia nadzieja ciągle się tli. Że to wszystko jest żart, że to nie dzieje się naprawdę, że jestem w alternatywnej rzeczywistości lub... Że to po prostu naprawdę pomysł jego rodziny i presji otoczenia, a nie jego własny i że zmądrzeje. Nie jesteś taki, Igor, proszę. Nie jesteś...

Oszukuj się, Dawid. Oszukuj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kulturalnie, grzecznie, bo jak poleci bezpodstawna krytyka, to w łeb!

© Agata | WS | x x.