Chciałbym, by ostatnie wydarzenia chociaż sugerowały jakąś poprawę w moim ogólnym życiu. Podsumowując, papiery do szkoły złożone i ponoć stuprocentowe szanse, że się dostanę. Pierwsza wizyta u terapeuty (nieistotne jak wielką pogardę czuję i brak zaufania do tego sformułowania) już za mną, w sierpniu jest kolejna i wtedy też zacznie się uczęszczanie na terapie dzienne. Nie wiem jak to będzie wyglądać, czy będzie mi odpowiadać i jaką formę to przybierze.
Szkołę wybrałem zwykłą, liceum ogólnokształcące w trybie zaocznym. Szukałem dziennej, ale nie znalazłem żadnej interesującej, poza tym osobiście uważam, że taką jestem w stanie zdać nawet z licznymi problemami wychodzenia i funkcjonowania w społeczeństwie. Aktywnie poszukuję pracy, ale na razie nic z tego nie wychodzi. Bardzo miła pani w sekretariacie.
Przenieśli mi wizytę do jakiegoś faceta. Z początku miała być pani Aneta i ta opcja podobała mi się dużo, dużo bardziej. Głównie dlatego, że nie była to jakaś tam pierwsza lepsza lekarka, piąta woda po kisielu. Znalazła mi ją bardzo miła pani psychiatra, u której miałem jedną wizytę. Wydawała mi się więc już od początku bardziej godna zaufania. Do mężczyzn w roli terapeutów, psychiatrów i psychologów mam bardzo duży dystans i jestem stosunkowo nieufny. Złe doświadczenia sprzed paru lat w dalszym ciągu przestrzegają mnie w dalszym ciągu. Nie wiem za bardzo co myśleć o tej kwestii, mam mieszane uczucia. Wychodzę jednak z założenia, że raczej gorzej już w moim życiu być nie może, a ta decyzja prawdopodobnie jest pozytywna. Dosyć wegetacji, czas zacząć żyć. Przydałoby się jeszcze zmienić miejsce zamieszkania, tutaj zbyt dużo negatywnych wspomnień się kłębi. W przyszłości, tak myślę. Oczywiście wspaniale byłoby już teraz mieć takie zmiany, ale jednak nie mam co na to raczej liczyć.
W kwestii znajomości nic się nie zmieniło, raczej w dalszym ciągu jestem samotnym człowiekiem, który chciałby mieć kogoś.
Uczuciowo jest dosyć kiepsko. Odczuwam silne wrażenie, że to wszystko się wali i sypie jak domek z kart, a ja nawet nie mam pomysłu - a może nawet i chęci - by to wszystko zacząć łapać i ponownie ustawić w stabilną budowlę. Być może to ja się zmieniłem, może to on. Trudno stwierdzić i sprecyzować, ale po prostu zaczyna występować między nami wiele drażniących mnie różnic, które nie pozwalają mi przejść nad tym do porządku dziennego. Nie wiem ile jeszcze pociągniemy i jak ta znajomość będzie wyglądała za tydzień, dwa, miesiąc... Nie wiem, czy w ogóle będzie istniała.
Przydałoby się zastanowić nad tym, co to jest miłość i czy dalej mogę mówić, że go kocham. Przykre, ale mam pewne wątpliwości.
Strony |
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Etykiety
morth
(86)
morthowe ot takie gderanie
(78)
projekt
(26)
projekty
(25)
jest ale nie musi być
(24)
morth i gry
(24)
egzystencja
(23)
bycie
(20)
masło
(20)
dorosłość
(16)
klops
(16)
błędy
(14)
dorastanie
(14)
refleksje
(14)
inne
(13)
prawdziwe
(12)
blogowanie
(11)
życiowe
(11)
bezsensu
(10)
chłopak
(10)
życie
(10)
gra
(9)
morth i kino
(9)
edukacja
(8)
niechciana dorosłość
(8)
przeżycia
(7)
smutek
(7)
dziewczyna
(6)
miłość
(6)
złość
(6)
mężczyzna
(5)
paplanie
(5)
praca
(5)
recenzja
(5)
związki
(5)
film
(4)
kontrola swojego charakteru
(4)
ojciec
(4)
plany
(4)
związki na odległość
(4)
audiolog
(3)
biseksualizm
(3)
ojcostwo
(3)
uczę się kochać
(3)
czym jest związek
(2)
fotografia
(2)
pierwszy raz
(2)
szkoła zaoczna
(2)
psycholog
(1)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Kulturalnie, grzecznie, bo jak poleci bezpodstawna krytyka, to w łeb!